Ateistyczny Taliban chce zniszczyć całą zastaną kulturę i jej żywe pomniki.
Europejska kultura sprawia wrażenie »milczącej apostazji« człowieka sytego, który żyje tak, jakby Bóg nie istniał”. Tę surową ocenę współczesnej Europy św. Jan Paweł II wyraził w adhortacji „Ecclesia in Europa”, która stanowiła papieską syntezę wspólnej refleksji Synodu Biskupów na temat Europy. Napisana i ogłoszona krótko przez śmiercią ojca świętego – pozostała jego europejskim testamentem. Oceny „Ecclesia in Europa” są ciągle aktualne, choć życie wyostrzyło ich wymowę. Sytuacja jest dziś znacznie gorsza niż w poprzedniej dekadzie. Gdy Jan Paweł II pisał swą adhortację, rządząca dziś w Polsce Platforma Obywatelska odbywała rekolekcje w Łagiewnikach i z dumą ogłaszała, że jest pierwszą na świecie partią polityczną, która odbywa pielgrzymkę do progów apostolskich. Dziś sformowany przez nią rząd angażuje się w promocję antychrześcijańskich bluźnierstw, dokonuje destrukcji prawa chroniącego ludzkie życie, zmuszając farmaceutów do dystrybucji środków wczesnoporonnych, a lekarzy do aborcyjnej kolaboracji.
Czy naprawdę chcemy przeciwstawić się tej „milczącej apostazji”? Czy chcemy żyć świadomi naszej odpowiedzialności przed Bogiem, pamiętając że jest Bóg nad nami? Cóż miałoby to znaczyć w wypadku narodów? Dla niemieckich polityków, w większości chrześcijańskich demokratów, którzy za pontyfikatu Piusa XII opracowywali konstytucję Republiki Federalnej – rzecz była oczywista. Bezpośrednio po II wojnie światowej słowo „odpowiedzialność” miało dla narodu niemieckiego szczególne znaczenie. Dotyczyło wydobycia Niemiec z najgłębszej zapaści moralnej, jakiej doświadczyć może naród. Jednocześnie de profundis może najwyraźniej widzieli, że „naród niemiecki” może naprawdę odbudować swe życie tylko wtedy, gdy będzie „świadomy swej odpowiedzialności przed Bogiem i ludźmi”. I dlatego właśnie w ten sposób zapisali to w swej ustawie zasadniczej. Dziś te słowa niemieckiej konstytucji mogą wydawać się puste. Czy jednak nie są świeżym pomnikiem cywilizacji chrześcijańskiej, wyrzutem dla współczesnych, oparciem dla sumień tych, którzy chcą bronić dobra wspólnego? Gdyby największy kraj Europy częściej odwoływał się do tych zasad, gdyby przypominał ich uniwersalny, więc również europejski wymiar – Europa z pewnością byłaby lepsza.
Gdy przed 18 laty św. Jan Paweł II wybrał się do Reims na 1500. rocznicę chrztu Francji, francuska lewica i loże wolnomularskie zaatakowały intencję papieskiej pielgrzymki jako naruszenie świeckiego charakteru republiki. We Francji panuje republika, a republika nie chce chrztu, jest laicka – a więc nie poczuwa się do związku z żadną religią i z żadnym religijnym dziedzictwem. Ataki były tak silne, że nawet po stronie katolickiej zaczęły się podnosić głosy purystów, że pojęcie chrztu Francji jest teologicznie niewłaściwe, gdyż chrzest święty mogą przyjmować tylko poszczególni ludzie, a nie wspólnoty; wyważali otwarte drzwi, bo nikt przecież nie nadawał chrztowi Francji znaczenia SAKRAMENTALNEGO. Dla tych uczonych w piśmie i dialogu od świadectwa kard. Wyszyńskiego i Polski walczącej w obronie ludzkiej godności ważniejsze były polityczne pretensje koryfeuszy laickiej Republiki. Przeoczyli fakt najważniejszy – że pojęcie „chrztu narodów” ma swoje źródło po prostu w Nowym Testamencie. U samego źródła chrześcijaństwa znajdujemy potwierdzenie znaczenia indywidualnego chrztu dla wiary całej wspólnoty, szczególnie gdy chodzi o chrzest tych, którzy za tę wspólnotę odpowiadają. „Uwierz w Pana Jezusa (…) a zbawisz siebie i swój dom” – powiedzieli apostoł Paweł i Sylas więziennemu strażnikowi, który był świadkiem cudu ich uwolnienia. Strażnik więc „natychmiast przyjął chrzest wraz Z CAŁYM SWYM DOMEM (…) i razem Z CAŁYM DOMEM cieszył się bardzo, że uwierzył Bogu” (Dz 16, 31-34).
Chrzest Polski, chrzest Francji, chrzest Litwy; te pojęcia utrwalone przez wieki naszej kultury nie tylko w języku, ale i w upamiętniających je dziełach sztuki – mają być teraz uznane za wywrotowe, a ich używanie przez chrześcijan ma być traktowane jako akt agresji wobec – jak to określił Janusz Palikot – „nowoczesnego państwa świeckiego”. Ten byt, niemający realnego istnienia ani w Konstytucji Rzeczypospolitej, ani w innych aktach publicznych, jest tylko widmem. Jest groźnym widmem nowego totalitaryzmu, ateistycznego Talibanu, który w imię swego „postępu” chce unieważnić całą zastaną kulturę, organiczne związki między wiecznością i doczesnością, wiarą i życiem, religią i historią narodów, wraz ze wszystkimi żywymi pomnikami tej historii. Dopiero uświadamiając to sobie, w pełni zrozumiały staje się pozornie irracjonalny sprzeciw wobec umieszczenia w traktach europejskich wzmianki o chrześcijańskim dziedzictwie Europy. Propozycja ta była świadectwem najskromniejszej redukcji oczekiwań opinii chrześcijańskiej. Tu już nie chodziło o odniesienie do Boga – o czym pisał Jan Paweł II w roku milenijnym, nie chodziło też o potwierdzenie wagi wartości chrześcijańskich. Chodziło o proste stwierdzenie historycznego faktu, że Europa ma przeszłość chrześcijańską. Jednak nie na darmo Orwell ostrzegał, że kto panuje nad przeszłością – panuje nad przyszłością. Budowniczowie nowej Europy chcą zniszczyć przeszłość chrześcijańskiej Europy – żeby odebrać jej przyszłość. My broniąc jej tradycji – bronimy jej życia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marek Jurek