„Pamiętaj, że jesteś nieomylny, gdy jesteś posłuszny swym przełożonym, nawet gdy popełniają błąd” – rzuciła Matka Teresa. Posłuszeństwo nie jest ślepe. Widzi rzeczywistość oczyma samego Boga.
Biedny ksiądz prześladowany przez kurię – to wspólny mianownik większości doniesień prasowych ostatnich miesięcy. Zabawne. Ci sami dziennikarze, siadając do brydża, szachów czy zwykłego Rummikuba, decydują się szanować zasady gry, a udają święte oburzenie, opisując sytuację księdza, który nie ma ochoty słuchać swego biskupa. Reguły gry, panowie, reguły gry! Nie dziwi mnie jednak zmasowany atak na posłuszeństwo. Wiem, dlaczego słowo to działa na niektórych jak płachta na byka. Ma ono w sobie pierwiastek „nie z tego świata”, wymyka się naszej logice. Jezus był posłuszny. Aż do śmierci. Posłuszni byli ci, których wybierał. Co więcej, w efekcie świetnie na tym wychodzili, a hasło „posłuszny zawsze wygrywa” przestało być pustym sloganem. – Absolutną bazą posłuszeństwa jest wiara. Bez niej ani rusz. Posłuszeństwo nie jest ślepe. Ma granice – wyjaśnia o. Piotr Jordan Śliwiński, kapucyn. – Jak mi przełożony mówi, że ściana przede mną jest czarna, a ja przecież widzę, że jest biała, to moje posłuszeństwo nie polega na tym, że ja uwierzę, że ona jest czarna. Ona dalej jest biała. Tyle że ja przyjmuję, że z tego błędu czy nawet, nie bójmy się tego słowa, głupoty przełożonego Pan Bóg ostatecznie wyprowadzi dla mnie jakieś dobro.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz