Biały konwój był jak fatamorgana, negocjacje pokojowe są jak wakacje z duchami.
19.08.2014 10:56 GOSC.PL
Ta wojna toczy się także na słowa. Tak było zawsze, ale dziś w medialnym matriksie powoli zaciera się granica między słowem a faktem. Rosja bardziej niż o skuteczność artyleryjskiego ostrzału dba by „właściwa” interpretacja danego wydarzenia pojawiła się już na poziomie werbalnym, w samej nazwie, najlepiej skrócie myślowym, kalce, zbitce słownej, która mogłaby być – i jest - powtarzana przez wszystkich.
Istnienie „faktów prasowych” nie jest niczym nowym, ale w przekazie telewizyjnym, ilustrowane obrazem, fakty te zyskują na wiarygodności. Przez miniony tydzień w pamięć wielomilionowej widowni na całym świecie wbiły się dwa słowa: „konwój humanitarny”, wzmocnione obrazem niekończącej się kawalkady białych ciężarówek. Te słowa i ten obraz odwołują się do zbiorowej pamięci i wspólnych doświadczeń. Uruchamiają związany z nimi pozytywny łańcuch skojarzeń. Powierzchowny odbiorca już na nim poprzestanie. Może i zły ten Moskal, ale ludzkie odruchy ma – pomyśli i od razu poczuje się pewniej. Odbiorca bardziej zainteresowany ma problem, bo choć niekoniecznie zdaje sobie z tego sprawę, został właśnie przez Rosjan zaszczepiony wątpliwościami. Odbiorca zaangażowany też - chwyta przynętę i walczy z fantomem.
Bo choć konwój miał gigantyczny tonaż i ciągnął się kilometrami, był przecież jedynie medialnym fantomem. Pociskiem wymierzonym w światową opinię publiczną. Fatamorganą która zasłania prawdziwe intencje i działania Putina. Dokładnie jak fatamorgana pojawiał się i znikał, krążył bez celu i (prawdopodobnie) w sporej części bez ładunku. Angażował wyobraźnię dziennikarzy i dyplomatów dokładnie wtedy, gdy granicę Ukrainy nieustannie przekraczały inne, zupełnie niehumanitarne konwoje.
Perception is reality, czyli fakty, ludzie, zdarzenia, są takie, jakimi je postrzegamy. W każdej wojnie agresorowi chodzi o to, by był postrzegany jako sprowokowana ofiara albo przychodzący z pomocą sojusznik. We wszystkich europejskich wojnach ostatnich dekad opinia publiczna - rozpaczliwie pragnąc pokoju - chwytała się niczym tonący brzytwy podrzucanych jej kolejnych fantomów. Nie inaczej jest dziś. Konwój to już przeszłość. Teraźniejszość to „pokojowe negocjacje” w Brukseli, czyli „wakacje z duchami”. Co przyniesie przyszłość?
Piotr Legutko