Książeczka z wkładem od prezydenta warta jest dziś kilka tysięcy dolarów.
81-letni Wojciech Krzywda z Krasieńca Zakupnego w podkrakowskiej gminie Iwanowice poprosił Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego o zwrot honorowego długu, czyli wpłaty, jaką otrzymał od Ignacego Mościckiego, będąc jego synem chrzestnym - poinformowała Telewizja Kraków. "Chrześniak" ostatniego przedwojennego Prezydenta RP pokazał do kamery mocno już podniszczoną książeczkę oprawioną w sukno z wyblakłymi złotymi literami i portretem Mościckiego.
Takich osób żyje już niewiele, prawdopodobnie nie więcej niż 100. Przed wojną było ich blisko 900; najstarszy urodził się w 1926, najmłodszy w 1939 roku. Prezydent Mościcki zobowiązał się, że każdy siódmy chłopak w rodzinie zostanie wpisany jako jego "chrześniak", realizując w ten sposób politykę prorodzinną. Każdy z nich dostawał od państwa książeczkę oszczędnościową z wkładem 50 złotych (równowartość połowy ówczesnej pensji nauczycielskiej) oprocentowanych w wysokości 6 procent w skali rocznej. Oprócz tego "chrześniacy" prezydenta Mościckiego posiadali przywilej bezpłatnej nauki w kraju i za granicą, także na studiach wyższych, stypendium, bezpłatne przejazdy oraz opiekę zdrowotną. Ulgi na komunikację miało też ich rodzeństwo.
Kandydatów na "chrześniaków" wyszukiwali urzędnicy prezydenckiej kancelarii przy współpracy lokalnych władz. Przede wszystkim to jednak rodzice musieli zgłosić, że mają siódmego syna oraz wykazać, że rodzina jest rdzennie polska i niekarana (sprawdzano ją aż do czwartego pokolenia). Po 1945 roku niebezpiecznie było przyznawać się do posiadania takiej książeczki. Krzywda powiedział w rozmowie z dziennikarzem TVP Kraków, że przez wiele lat nie pokazał jej nawet żonie. Po 1990 roku powstało Krajowe Stowarzyszenie Chrześniaków Prezydenta II RP Ignacego Mościckiego, które podjęło starania w celu odzyskania zgromadzonych na książeczkach pieniędzy wraz z odsetkami. Dzisiaj przedwojenne oszczędności warte są kilka tysięcy dolarów. Pisali w tej sprawie do kolejnych marszałków Sejmu i Senatu, prezydentów Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego, pełnomocnika rządu do spraw rodziny, a nawet do Strasburga. W 2003 roku minister finansów odpisał im, że „jakiekolwiek roszczenia obywateli wobec systemu bankowego istniejącego w Polsce przed II wojną światową nie mogą być obecnie skutecznie dochodzone”.
Wojciech Krzywda nie chce tych pieniędzy dla siebie, chociaż marzy o ładnym prezencie dla żony. Gdyby prezydent Komorowski przyznał mu je (a raczej oddał), czując się spadkobiercą Mościckiego, przeznaczyłby je na cele społeczne, np. na przedszkole. Uważa, że jest to honorowy dług Rzeczypospolitej wobec niego i obecna głowa państwa powinna go spłacić, zwłaszcza że tak chętnie odwołuje się do szczytnych tradycji II RP.
Jerzy Bukowski