– Nie określam siebie mianem powstańca, bo nie złożyłem przysięgi – wyjaśnia Kazimierz Kocowski. – Po prostu nie zdążyłem.
Wydarzenia biegły tak szybko, że trudno było nadążyć – wspomina ostrowczanin. – W życiu często się zdarza, że to przypadek za nas decyduje. I takim przypadkiem było to, że powstanie warszawskie zastało mnie na Woli, przy ul. Ogrodowej, dokąd przyszedłem odwiedzić moją babcię, a jednocześnie kolegów. Pan Kazimierz urodził się w Warszawie. 1 września 1939 r. zamiast swojego pierwszego szkolnego dzwonka wyznaczającego początek edukacji usłyszał wybuchy bomb i warkot nadlatujących samolotów ze złowieszczą swastyką. Zaczęła się wojna, a później pięć trudnych lat niemieckiej okupacji.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marta Woynarowska