Próby wprowadzenia w Niemczech winiet dla obcokrajowców obrazują ideologiczną porażkę eurofederalistów.
03.08.2014 16:10 GOSC.PL
Droga, jaką musi pokonać niemiecki rząd do wprowadzenia myta dla zagranicznych samochodów osobowych, jest kręta i wyboista. Pomysł bawarskich chadeków, wpisany do umowy koalicyjnej, spotkał się z krytyką Komisji Europejskiej, państw sąsiadujących z RFN, a ostatnio także biura analiz Bundestagu, które uznało, że byłaby to „pośrednia dyskryminacja” obywateli innych państw UE.
Postulat wydaje się logiczny. Niemiecki kierowca płaci za utrzymanie autostrad i innych dróg w podatku od samochodów. Obcokrajowcy tego nie robią, a mimo to, obecnie, mogą za darmo zjeżdżać Niemcy wzdłuż i wszerz. Zaradzenie temu przez wprowadzenie myta dla wszystkich i jednocześnie ulgi podatkowej dla Niemców miałoby zniwelować tę niesprawiedliwość. Problem w tym, że Niemcy są w Unii Europejskiej. Tu tego typu rozwiązania trudno jest realizować. Nie tylko z przyczyn praktycznych, ale także ideologicznych. Zwłaszcza, jeśli, jak Niemcy, chce się być prymusem integracji europejskiej.
Propozycja wprowadzenia myta dla obcokrajowców pokazuje, że praktyczna realizacja postulatów eurofederalistów, którzy w integracji europejskiej widzą budowę quasinarodowego pastwa obejmującego cały kontynent, jest w odwrocie. Liczy się przede wszystkim to, co korzystne dla państw narodowych. Udostępnianie za darmo sąsiadom swoich dróg takie być nie musi, choć, biorąc pod uwagę zyski płynące z rozwoju współpracy handlowej czy turystyki, nie jest to takie oczywiste. Nie jest wykluczone, że Niemcy wykorzystają jakiś kruczek prawny, dzięki któremu ostatecznie uda im się wprowadzić winiety zgodnie z europejskim prawem. Tylko trudno im będzie dalej moralnie szantażować sąsiadów, którzy chcieliby w UE realizować własne interesy.
Stefan Sękowski