Muzyka Jerzego Satanowskiego jest w tym spektaklu jak powstańcza Warszawa. Krystyna Janda mówi głosem człowieka który w niej ginie.
02.08.2014 13:30 GOSC.PL
Dziś o północy w najlepszym miejscu - Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie, odbyła się premiera „Pamiętnika z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego. Powieść zaadoptowała na scenę, wyreżyserowała i czytała Krystyna Janda. Muzykę skomponował Jerzy Satanowski. Ascetycznymi światłami, oscylującymi między czernią a bielą, momentami przechodzącą w czerwień, która rozlewała się nad głowami widzów jak łuna pożarów, kierowała Katarzyna Łuszczyk. Wiadomo było, że na premierę obowiązują zaproszenia. Przed wejściem tych, którzy je mieli, zaczepiali czekający z napisaną na tekturce propozycją: „ Czy mogę kupić zaproszenie?”.
Janda i Satanowski zrobili wręcz idealne przedstawienie o Powstaniu Warszawskim .Ascetyczne a wyrażające całą gamę związanych z tematem odczuć. Bez patetyzmu, zbędnych uniesień, histerii, które jakby z góry mogłyby wpisać się w stylistykę przedsięwzięcia. Janda czyta tekst mężnym głosem, umie się zmierzyć z tragizmem, rozpaczą, strachem. Z narracji poszarpanej odłamkami kul, bo tak pisał Białoszewski, ze spokojem i bólem opowiada dzień za dniem o męce i woli przetrwania. Muzyka Satanowskiego miarowa, chóralna jest wykończona wysoki tonami, jakby na granicy wiecznego płaczu. Ale nie pozwala widzom się rozpłakać, tylko pomaga im iść w tamtym kondukcie poległych powstańców, cywili, zrujnowanych domów, marzeń i nadziei. Tylko w momentach, kiedy mowa o tym, co trzymało ludzi w umęczonej stolicy – kiedy modlą się przyzywając Najświętsze Serce Jezusa i Matkę Boża, albo na chwilę zanurzają się we wspomnieniach z dzieciństwa, muzyka rozjaśnia się, rozkwita, przynosi zapach wolnego, przysypanego ruinami świata.
1 sierpnia rozmawiałam z 90 latkami, które wtedy były młodziutkimi dziewczynami i walczyły w Powstaniu.. Podczas tego spektaklu prawie doskonale przeniosłam się 70 lat wstecz. I byłam tam razem z nimi.
Barbara Gruszka -Zych