Starano się tłumaczyć, że to jest część jakiegoś Bożego planu i że śmierć nie jest końcem - mówi o kazaniach wygłaszanych podczas Powstania Warszawskiego dr Karol Mazur.
Co mówił?
To było ładne, duszpasterskie kazanie, prawdopodobnie z 15 sierpnia, wielkiego święta Maryjnego. Biskup Adamski próbował wlać w powstańców otuchę, "zamienić" twarde doświadczenie wojennego okrucieństwa w jakąś wizję nadprzyrodzoną; przekonywał, że to ma jakiś sens. Mamy świadectwa mówiące o tym, że w obydwa wielkie święta Maryjne: właśnie 15 sierpnia i w dniu Matki Bożej Jasnogórskiej, 26 sierpnia, na masową skalę odprawiano Msze św. i spowiadano.
Wlewanie otuchy i ukazywanie powstańczego "tu i teraz" w perspektywie metafizycznej było lejtmotywem warszawskiej homiletyki tamtych dni?
Tak. Oczywiście, były dodatkowe niuanse, ale generalnie starano się odnaleźć i ukazać jakiś sens tego, co wokół się dzieje; że to, co nas tu spotyka jest częścią jakiegoś Bożego planu i że śmierć nie jest końcem. Powtarzano: nie bójcie się śmierci, bo w kontekście chrześcijańskim śmierć jest początkiem. Ten motyw widać także w różnych relacjach powstańczych, a zatem to do walczących docierało.
Oddziaływał też przykład własny duszpasterzy. Jeśli widzę, że taki kapelan się nie boi, to reaguję inaczej. Taki był np. ks. Stanek, który z pierwszej linii ognia wyciągał rannych powstańców. Widok księdza, który z biało-czerwoną opaską na rękawie sutanny, z krzyżem, nie bojąc się i – czasami sam ranny czy umorusany – służył powstańcom, dodawał otuchy, nadziei, motywując do własnych działań.
Posługa kapelanów powstania mocno związana była ze śmiercią, ale niekiedy wręcz "przeciwnie", bo także błogosławili nowożeńców.
Powstańcze śluby to ciekawe zjawisko, także z uwagi na ich dużą skalę: było ich około 300.
Nadzwyczajne wojenne okoliczności mogły być swoistym "katalizatorem" decyzji o małżeństwie?
Dużo na to wskazuje. Ale ks. Kowalczyk, "Biblia", widział też pewne niebezpieczeństwa. Zalecał więc kapelanom, by badali czy ci młodzi nie poznali się aby wczoraj (śmiech). Wskazywał, że należy wymagać niezbędnych do zawarcia małżeństwa dokumentów, żeby później nie było jakichś problemów, domagania się orzeczenia nieważności itp. "Monter" wydał nawet oddzielny rozkaz, by dbać o to, żeby powstańcze śluby nie były przypadkowe, by wybadać kandydatów i sporządzić odpowiednie papiery. Część takich dokumentów zachowało się w urzędzie stanu cywilnego. Można np. odnaleźć wpisy, że małżonkowie nie zdążyli podpisać dokumentów, bo akurat był nalot ale ksiądz potwierdził, że ślub jest ważny...
Zdarzało się, że dowódcy powstańczy zachęcali pary do decyzji o małżeństwie. Zależało im, żeby po paru pogrzebach nastąpił też ślub, dlatego mówili młodym: jesteście przecież parą, znacie się, może byście się pobrali. A oni sami zdawali sobie przecież sprawę, że jeżeli mają zginąć, to lepiej ten związek sformalizować.
Ślub podczas powstania zawarł np. Jan Nowak-Jeziorański. Bardzo dobrze udokumentowany, fotograficznie a także w powstańczej kronice filmowej jest ślub państwa Biegów. Żyją do dziś, w Kalifornii.