Śledztwo w sprawie prześladowania przez SB pątników idących z Warszawy na Jasną Górę trwało 22 lata. Pokazało prawdziwe oblicze systemu.
Bogusław Sonik stracił przytomność, gdy pielgrzymi zbliżali się już do Częstochowy. Zamiast przed cudownym obrazem, wylądował w szpitalu. Stamtąd przyjaciele szybko go zabrali. Nie wiedzieli, co z nim jest i jakoś nie mieli zaufania do tamtejszej służby zdrowia. Był sierpień 1978. Rok wcześniej zginął Stanisław Pyjas, przyjaciel Sonika. Współzałożyciel Studenckiego Komitetu Solidarności nie podejrzewał jednak wówczas, że ktoś chciał go otruć. Owszem, wszyscy wiedzieli o ulotkach szkalujących księży rozlepianych na drzewach, o brudnych strzykawkach i prezerwatywach rozrzucanych w miejscach postojów. Ale zamachu na życie i zdrowie pielgrzymów nikt nie brał pod uwagę, choć zachowanie niektórych było trudne do wytłumaczenia. – Przed utratą przytomności miałem jakieś dziwne wizje, ale przypisywałem to problemom kardiologicznym. Podejrzewałem arytmię serca – wspomina B. Sonik.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko