Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk podał się w czwartek wieczorem do dymisji w związku z ogłoszonym wcześniej tego samego dnia rozpadem koalicji rządowej. Szef rządu poinformował o swojej decyzji występując przed deputowanymi parlamentu.
"Rozpad koalicji ma poważne następstwa. Ustawy, które powinny zapewnić dochody budżetu, przepadły. I jest to zrozumiałe. Kto chce iść na wybory parlamentarne i głosować jednocześnie nad niepopularnymi decyzjami?" - zwracał się do posłów.
Podkreślił, że rozpad koalicji zaowocował już tym, że posłowie nie przyjęli dwóch ważnych dla państwa ustaw. Prócz ustawy o zmianach w budżecie deputowani nie poparli w czwartek ustawy dotyczącej dopuszczenia do ukraińskich sieci przesyłania gazu inwestorów zachodnich.
"Po raz pierwszy chcieliśmy zaangażować w zarządzanie tymi sieciami prawdziwe europejskie i amerykańskie firmy, oddać im 49 procent akcji, tak by państwo zachowało w nich pakiet kontrolny, ale nawet ta decyzja przepadła" - przemawiał.
"Tym, co mnie dziś najbardziej boli, jest to, że słyszę już oklaski z Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej. Ot, kto dziś zwyciężył i kto będzie dziś świętował!" - mówił podniesionym głosem.
"Nie można zamieniać swych wąskich interesów politycznych na losy całego państwa. Jest to przestępstwo moralne. () Podaję się do dymisji w związku z rozpadem koalicji i blokowaniem przez parlament inicjatyw rządowych" - oświadczył oburzony Jaceniuk.
Na nie mniej oburzonego wyglądał także przewodniczący parlamentu Ołeksandr Turczynow z partii Batkiwszczyna b. premier Julii Tymoszenko. Po przemówieniu Jaceniuka zwrócił się do inicjatorów rozpadu koalicji, partii Udar Witalija Kliczki i Swobody Ołeha Tiahnyboka, by jak najszybciej wyznaczyły premiera technicznego, który będzie rządził do wcześniejszych wyborów. Następnie jednak zamknął posiedzenie parlamentu.
Deputowany Udaru Pawło Rozenko wyjaśnił, że obecnie dymisję premiera powinna zatwierdzić Rada Najwyższa. "Wątpię, by inicjatywa ta zyskała poparcie 226 głosów" - napisał na swoim Twitterze.
W podobnym tonie wypowiadał się szef frakcji Udaru Witalij Kowalczuk. "Decyzję o dymisji premiera powinien podjąć parlament, dlatego też szefem rządu nadal pozostaje Jaceniuk" - powiedział dziennikarzom.
Wcześniej w czwartek rozpad koalicji pozytywnie ocenił prezydent Petro Poroszenko. Wyraził on jednak nadzieję, że nie sparaliżuje to prac parlamentu i posłowie nadal będą uchwalali konieczne w trudnych czasach ustawy.
Koniec koalicji rządowej na Ukrainie oznacza, że w kraju odbędą się przedterminowe wybory parlamentarne. Rozwiązanie koalicji i niepowołanie nowej w ciągu 30 dni daje prezydentowi Poroszence prawo do rozpisania wyborów parlamentarnych. W tej sytuacji dekret prezydencki o rozwiązaniu Rady Najwyższej powinien pojawić się 24 lub 25 sierpnia, a wybory mogłyby odbyć się pod koniec października.
Obecna koalicja o nazwie "Europejski Wybór" została powołana do życia w końcu lutego, po ucieczce z kraju obalonego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Do koalicji weszło 250 deputowanych Batkiwszczyny, Swobody i Udaru oraz posłowie niezrzeszeni.
Obowiązki szefa rządu po premierze Arseniju Jaceniuku, który podał się w czwartek do dymisji, przejmie wicepremier Wołodymyr Hrojsman - poinformował minister spraw wewnętrznych Arsen Awakow.