Przypominamy historię Małego Rycerza

Tadeusz Łomnicki, gdyby żył, miałby 89 lat.

Tadeusz Łomnicki urodził się 18 lipca 1927 roku w Podhajcach. W 1945 roku stanął przed komisją poborową, która uznała, że bez niego „wygrają wojnę”, nie prezentował się zbyt specjalnie. Dzięki temu wrócił do wierszy i dramatów. Jak pisze Sławomir Koper w książce Gwiazdy kina PRL, „pod koniec roku udał się na egzamin do krakowskiego oddziału ZASP-u, ale podobno pomylił drzwi. I zamiast przed komisją egzaminującą przyszłych dramaturgów trafił na sprawdzian aktorski i został przyjęty do Studium Aktorskiego przy Teatrze Starym”. Zadebiutował na scenie w epizodycznej roli w Mężu doskonałym Jerzego Zawieyskiego. Dzięki niej znalazł się pod opieką Juliusza Osterwy. Rok później trafił do zespołu Teatru Śląskiego w Katowicach i tam po raz pierwszy poczuł smak popularności. W 1949 przeniósł się do Warszawy, gdzie jednocześnie grał i studiował reżyserię. Nie porzucił pisania.

W świecie X muzy

Łomnickim szybko zainteresowała się kinematografia, ale on sam za nią nie przepadał i traktował jako odskocznię od prawdziwej sztuki. Nie lubił grać w filmach, bo wszystko wiązało się z pośpiechem, albo zbyt długim czekaniem.

Zadebiutował w filmie Stanisława Wohla Dwie Godziny,  zrealizowanym w 1947 roku, którego premiera odbyła się dopiero dziesięć lat później. Był to pierwszy film, jaki zrealizowano po wyzwoleniu. Pojawił się też w roli górnika w Stalowych sercach, następnie w dydaktycznych Dwóch brygadach.

Rzecz jednak w tym, że Łomnicki na każdym etapie rozwoju filmu polskiego stworzył postacie, które na przekór wszelkiemu schematowi żyły i myślały. Łatwiej oczywiście było im się objawić w filmach, które wyzwalały się ze schematów. Lutek z Piątki z ulicy Barskiej Forda, Stach z Pokolenia Wajdy, czy porucznik Zawistowski z Eroiki Munka, są to kreacje dojrzałe, głębokie i pełne. Kiedy spoglądamy na długą listę filmowych ról Łomnickiego, uderza nas różnorodność kreowanych przez niego postaci. Są w tej galerii chłopcy z przedmieścia, chłopi, inteligenci, wojskowi. Grając nawet najbardziej dynamiczne postacie, Łomnicki angażuje jak gdyby tylko część osobowości, wewnętrznie jest skupiony, zamyślony, czasem nawet znużony – zauważa Konrad Eberhardt.

Fragment "Pokolenia"
socrealizm

„Z tym stylem gry zetknęliśmy się już jakby we wczesnych rolach Tadeusza Łomnickiego. Niezapomniany Stach z Pokolenia żywiołowo się śmieje, objawia radość i smutek, aktywnie działa, a przecież ustawicznie wyczuwa się dwoistość tej postaci; pewien namysł, jakby odrobinę niedowierzania w samego siebie, dystans wobec rzeczywistości, która go otacza. A może jeszcze coś innego: wewnętrzne napięcie, trud nadążania myślą za czynem, zrozumienia świata, który dla bohaterów odtwarzanych przez Łomnickiego wydaje się być trudnym do odczytania szyfrem. Oczywiście, ta specyficzna refleksyjność jest w większości ról dyskretnie ukryta, nie narzuca się widzowi. W innych – odnajdujemy ją niejako na wierzchu. Myślę tu szczególnie o roli Bazylego w Niewinnych Czarodziejach Andrzeja Wajdy. Bazyli, lekarz i amator jazzu, typowy sybaryta jest równocześnie jak gdyby człowiekiem skupionym intelektualnie. Nawet kiedy opowiada banały, świadomie czyni to z namysłem. Owo zamyślenie, skupienie, analizowanie każdego ruchu, każdego słowa jest niejako istotą tej postaci” – pisze w swojej książce Aktorzy filmu i telewizji Eberhardt. 

Wajda w swojej autobiografii Kino i reszta świata wspomina, jak to Łomnicki przychodząc na plan Pokolenia, przeprowadził na postawie scenariusza najpierw analizę postaci i wyznaczył poszczególne etapy rozwoju swojej roli na ekranie. Stwierdził również, że w ostatniej scenie musi zapłakać, choć były to czasy „Młodej Gwardii” Gierasimowa i płaczący bohater miał małe szanse pojawić się na ekranie. Dzięki Łomnickiemu w grupie młodych aktorów grających w tym filmie wytworzyła się wspólnota upodobań, a za tym pewien styl, całkowicie inny od tego, któremu hołdowali przedwojennie ulubieńcy polskiej publiczności. Realizm, naturalność w mówieniu, zaprzeczająca teatralności. To Tadeusz wytworzył i bardzo konsekwentnie narzucił ów styl całej grupie aktorów Pokolenia

Kazimierz Kutz stwierdził, że Łomnicki był jedynym człowiekiem, który właściwie to wszystko wzniósł w wyższą świadomość artystyczną. Wspomina jak to Wajda poznał Łomnickiego na planie Piątki z ulicy Barskiej. Łomnicki był w wieku Wajdy, ale w przeciwieństwie do reżysera wiedział już o zawodzie prawie wszystko. To był człowiek, który nie tylko świetnie grał, pisał także własne dramaty. Tadeusz był świadomy, co to jest aktor, co to jest dramaturgia, co to jest sztuka itd. Chodziło przede wszystkim o myślenie dramaturgiczne. Więcej, to on bardzo przydał się Wajdzie przy prawidłowym obsadzeniu ról w Pokoleniu.

NIEWINNI CZARODZIEJE - zwiastun
kinopodbaranami

Niespełnione życie osobiste

Tadeusz Łomnicki nie miał raczej warunków fizycznych, by zostać wybitnym artysta. Był niskiego wzrostu, miał szerokie biodra, miało się wrażenie, że był predystynowany do ról charakterystycznych. Zdawał sobie z tego sprawę i przez całe życie walczył z ograniczeniami, jakie stawiało mu własne ciało. Sławomir Koper przytacza słowa drugiej żony aktora: „Wydawało mi się, że zawsze był z siebie niezadowolony – opowiadała jego druga żona Irena. – Był blondynem, chciał być brunetem; miał niebieskie oczy, chciał mieć czarne. Kordiana zagrał na przekór swoim warunkom fizycznym. Męczył się ze sobą, nie lubił siebie i to musiało jakoś zaważyć na jego życiu”.

Łomnicki całe swoje życie podporządkował karierze, co odbiło się na jego sprawach osobistych. Był pięciokrotnie żonaty, gdyż kolejne partnerki nie wytrzymywały trudów życia u jego boku. Na pierwszym miejscu była sztuka. Właściwie jego życie dzieliło się na etapy od roli do roli, gdy przygotowywał sie do nowej kreacji, nic innego nie miało znaczenia. Koper pisze, że aprobata publiczności była mu konieczna do pracy. Nie potrafił bez niej żyć. Zachwyt widzów rekompensował mu „niedosyt akceptacji środowiska teatralnego”.

Od 1948 roku należał do partii. Nigdy się tego jednak nie wypierał. „[...] nie ukrywam, że w młodości interesowałem się ideą socjalizmu – tłumaczył wiele lat później. – Ideą demokracji, ideą równego startu. Socjalizmem, w którym świat jawi się jako świat ludzi pogodzonych. Ja nie ukrywam, że do dzisiaj ta idea jest mi bliska. Ale nie wiedziałem, że najlepiej służyć swojemu społeczeństwu, kiedy robi się to, co się naprawdę potrafi” – cytuje Koper. Należy pamiętać, że komunizm wywierał duży wpływ na teatr, film i ogólnie pojętą sztukę. „Nawrócenie” przyszło w 14 grudnia 1981 roku. Zobaczył wtedy jak przed Pałacem Staszica na Krakowskim Przedmieściu ładowano na siłę do suk profesorów i naukowców Polskiej Akademii Nauk. Tego samego dnia oddał legitymację partyjną i zdecydował się, że nie będzie już nigdy więcej angażował się w działalność polityczną.

Mały rycerz

Na tle całego dorobku Tadeusza Łomnickiego wyróżnia się jego tytułowa rola w Panu Wołodyjowskim Jerzego Hoffmana. Aktor na temat tej roli wypowiedział się dla tygodnika „Film”: „Wszystko co wiem o Wołodyjowskim sięga wyobrażeń z czasów dzieciństwa. Przedstawiałem go sobie jako człowieka dzielnego i skromnego zarazem; wiernego w przyjaźni, bezinteresownego w działaniu, który wszytko ofiarował Ojczyźnie, a kiedy przyszła godzina próby najwyższej, powiedział tylko «Nic to». Ale jednocześnie pociągała mnie owa sprawność fizyczna, która zapewniła mu sławę pierwszego żołnierza Rzeczpospolitej, tym godniejsze uznania, że kontrastująca z jego niepozorną postawą. Dał ci Bóg mizerną postać, jeśli ludzie nie będą się ciebie bali – będą się z ciebie śmiali – mawiał jego ojciec”.  Rola Łomnickiego w Pan Wołodyjowskim jest jakby dwupłaszczyznowa. Na zewnętrznej płaszczyźnie zgrupowane zostały wszystkie pozytywne, nobliwe, budujące cechy: stałość charakteru, pobożność, odpowiedzialność. Głębiej Łomnicki ujawnia nieoczekiwanie inną treść: satysfakcję z wojennego sukcesu, rozmiłowanie w walce, w wojennym szaleństwie. Gdy widzimy go pędzącego na koniu z szablą w ręku i błyskiem w oku – zapominamy, że to właśnie ten aktor stworzył tyle postaci intelektualnie „zamyślonych”. Popularność Pana Wołodyjowskie utrwalił jeszcze dodatkowo serial telewizyjny (czarno-biały), a blisko 40-letni wtedy Łomnicki okazał się aktorem stworzonym do tej roli.

Pan Wołodyjowski - Basia wyznaję miłość Michałowi.
JakuboszBestM

Śmierć na scenie

Podobno każdy aktor ma w swoim życiu taki moment, że chce się zmierzyć z Królem Learem Szekspira. W 1991 roku spełniło się też marzenie Tadeusza o tej roli, dyrektor Teatru Nowego w Poznaniu, Eugeniusz Korin, zaprosił go do realizacji. Wspominał, że „Tadeusz Łomnicki był szalenie uważnym, ciekawym, ujmującym rozmówcą i bardzo troskliwym człowiekiem. To całkowicie kłóciło się z obiegowymi opiniami na jego temat, że jest uzurpatorem, tyranem, furiatem... Wściekał się, kiedy nie szanowano jego pracy. (...) Ale jednocześnie miał nieskończenie dużo wyrozumiałości dla tych, którzy pracują, ale im nie wychodzi. Dla nich był człowiekiem niezwykle ciepłym i bardzo pomocnym”. Jednak wymarzona rola wymknęła się Łomnickiemu 22 lutego 1992, na tydzień przed premierą. Trwała próba, zagrał scenę rozmowy Leara z Gloucesterem, a następnie wybiegł za kulisy, usiadł na krześle i czekał na swoją kolej. Marek Obertyn również czekał za kulisami i to on zobaczył jak Tadeusz spada z krzesła na podłogę. Wezwano karetkę. W szpitalu po kilkudziesięciu minutach lekarz poinformował, że aktor nie żyje.

Koper zauważa: „Tadeusz Łomnicki umarł tam, gdzie spędził większość swego życia, a więc w teatrze, który zawsze był dla niego najważniejszy. Zmarł śmiercią aktora i można przypuszczą, że gdyby sam mógł decydować o sposobie swojego odejścia, to wybrałby właśnie takie rozwiązanie. Z tą tylko różnicą, że zapewne poczekałby do premiery...”

 

 

« 1 »

Małgorzata Gajos