Wiara. – Powiedziałam mu: „Wiesz, wielcy święci zawsze umierali bardzo młodo…”. Kiedy tam pójdziesz, pozdrów ich wszystkich – to słowa s. Józefy Szymańskiej, lekarki, w ostatniej rozmowie z ks. Piotrem Błońskim. Odszedł człowiek uśmiechu, o którym niektórzy mówią: „umarł święty”.
Księdza Piotra jeszcze nie tak dawno mijaliśmy po Mszy św. w płockiej katedrze. Wysoki, szczupły, z łagodnymi, niebieskimi oczami. Mimo postępującej choroby nowotworowej ten młodziutki ksiądz – najmłodszy wikariusz naszej diecezji, bo wyświęcony pół roku przed czasem – był zawsze uśmiechnięty, lekko onieśmielony, zwyczajny. Poproszony o świadectwo przeżywania swojego cierpienia, nigdy nie odmawiał. Cieszył się, że informacja o jego chorobie dociera do coraz większej liczby ludzi i daje im do myślenia. Ale pewnie sam nie przypuszczał, że jego odchodzenie będzie nazwane „wielkimi rekolekcjami w diecezji”. Chciał być pochowany w białym ornacie, a jego testament już na początku zawierał znamienne życzenie: „Pierwszą moją prośbą jest, aby dzień mojej śmierci w żaden sposób nie był dniem rozpaczy, bólu”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agnieszka Kocznur, Agnieszka Małecka