Czym byłby turniej bez niespodzianek? Kto pamiętałby o mundialu bez skandalu? Co lepiej może dodać dramatyzmu niż karne i dogrywki?
Mundial w Brazylii na pewno przejdzie do historii jako jeden z najbardziej spektakularnych. Goli, karnych, dogrywek i sensacji było jak na zamówienie! Kontuzja Neymara, „gryzoń” Luis Suárez, klęska Hiszpanii, fenomenalni bramkarze i moc rekordów – oto brazylijski mundial, lepszy i ciekawszy od trzech poprzednich w XXI wieku.
Zaczęło się od klęski Hiszpanii z Holandią. 1 : 5 było wynikiem szokującym, bo aktualny mistrz świata i Europy w taki sposób mundialu jeszcze nigdy nie zaczął. Potem Hiszpanie zebrali baty od Chile i nie wyszli nawet z grupy. Do drugiej rundy nie przeszły też reprezentacje Włoch i Anglii, ustępując ekipom Urugwaju i Kostaryki. Szczególnie awans tej drugiej drużyny wywołał zamieszanie, bo poza najbardziej zapiekłymi kibicami tej reprezentacji nie stawiał na nich absolutnie nikt. Argentyna i Brazylia, wielcy faworyci Ameryki Południowej, rywalizację w grupach wygrali, ale ich zwycięstwa okupione były męką i bólem. Zaprezentowali futbol toporny i nieprzekonujący nawet już dawno przekonanych.
Pięknie za to zagrała Kolumbia, która mimo braku Radamela Falcao wygrała w grupie. Zuniga, który nie grał przez pół roku, wrócił do formy olimpijskiej, a o braku młodego Mediny nie pamiętał już prawie nikt. Holandia i Francja grały najefektowniej spośród drużyn europejskich, Azja zawiodła en bloc, za to Ameryka Środkowa i Północna do fazy pucharowej wprowadziła aż trzy drużyny. Afryka znów się nie popisała, bo jak zwykle były awantury wewnątrz drużyny (tym razem Kamerun) lub nie płacono pieniędzy (tym razem Ghana). Zatem awans drużyn Nigerii i Algierii trudno uznać za sukces, chociaż ta druga reprezentacja do fazy KO, zwanej w Brazylii „mata-mata”, awansowała po raz pierwszy w historii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bartłomiej Rabij