Schwytane nie miały okazji do ucieczki, aż zdały sobie sprawę, że są same w obozie.
Porwanym sześćdziesięciu trzem kobietom i dziewczętom udało się uciec od swoich oprawców i wrócić do spalonych wiosek. Boko Haram uprowadził je w zeszłym miesiącu. Zakładniczki zostały porwane ze wsi Kummabza w północnej części Borno 18 czerwca po inwazji na wioskę powstańców Boko Haram. Bojownicy zabili wtedy 30 mężczyzn i spalili całą wieś.
Grupa Boko Haram wciąż uważa, że przetrzymuje ponad 200 uczennic porwanych 14 kwietnia z miasta Chibok. Bukar Kyari, lokalny strażnik walczący z Boko Haram, powiedział, że kobiety uciekły w piątek, gdy porywacze opuścili obóz w celu rozpoczęcia ataku na wojsko i policję w pobliskim mieście Damboa. Ponieważ żołnierze okazali się zbyt silni dla bojowników, Boko Haram musiał zmobilizować wszystkich swoich ludzi, pozostawiając tym samym kobiety w obozie bez straży.
– Schwytane kobiety nie bardzo miały okazję do ucieczki aż do momentu, gdy zdały sobie sprawę, że są same w obozie – powiedział Kyari. – Wciąż jednak brakuje pięciu kobiet, w tym karmiącej matki - dodał.
Informacje o ucieczce zakładniczek wolno docierały do mediów ze względu na kłopoty z telekomunikacją w rejonie zniszczonym przez bojówkarzy.
Boko Haram ostatnio zintensyfikował porwania kobiet w północno-wschodnim stanie Borno (regionie, w którym w dużej mierze skoncentrowana jest jego pięcioletnia rebelia).
Małgorzata Gajos /cnn.com