Nie sprawdzajmy, czy zmówili paciorek, czy żyją w zgodzie z przykazaniami kościelnymi. Opatrujmy ich rany.
04.07.2014 11:18 GOSC.PL
Cytat z papieża Franciszka, który nie daje mi spokoju: „Myślę o Kościele jak o szpitalu polowym. Potrzeba leczyć rany, wiele ran! Gdy ktoś jest zraniony, potrzebuje tego od razu, a nie badań, jaki jest poziom cholesterolu”.
Motyw szpitala polowego wraca w nauczaniu papieża jak bumerang. Nie pachnie bezpiecznie. Zakłada z góry prowizorkę, tymczasowość, dynamikę, nieustanną zmianę miejsca. Jest echem słów Jezusa: „Dziś, jutro i pojutrze muszę być w drodze” (Łk 13,33)
Nie podobają nam się te określenia. Brzmią brutalnie, mało pieszczotliwie, niezbyt sielankowo. Wolelibyśmy widzieć w Kościele jedynie solidną, trwałą ostoję sacrum, rzeczywistość, wobec której bezradne są „bramy piekielne”. To ludzie przychodzą do Kościoła, a nie Kościół do ludzi – zbyt mocno przyzwyczailiśmy się do tego obrazka (nic dziwnego, przez długie lata sprawdzał się w praniu).
„Szpital polowy” stawiany jest na obrzeżach pól bitewnych. Kojarzy się z pakowaniem manatków, nieustanną wędrówką z miejsca na miejsce, z czymś niezwykle ulotnym, dynamicznym, tymczasowym. Przyjmuje tych, którzy najbardziej potrzebują pomocy. Nawet jeśli należą do wrogiego obozu…
Nie wybieramy, nie sprawdzamy metryk i aktów urodzenia, nie przebieramy w pacjentach. Nie sprawdzamy, czy zmówili rano paciorek, czy żyją w zgodzie z przykazaniami kościelnymi. Trwa wojna, nie ma czasu na takie weryfikacje. Przyjmujemy zranionych. Ludzi z ulicy. Nawet (a może przede wszystkim?) tych, którzy kościoły omijali dotąd szerokim łukiem. A to ogromny problem naszych parafii.
Przykład? Ruszyłem do Białegostoku, by przeprowadzić wywiad z chłopakami tworzącymi grupę ewangelizacyjną „Wyrwani z Niewoli” (przez cały Wielki Post nieustannie głosili rekolekcje, realizując projekt „Łyse banie głoszą zmartwychwstanie”). Jeden z nich, Piotrek Zalewski, opowiadał: „Zostałem sam. Uciekłem do Gdańska, miałem tam próbę samobójczą. Chciałem, żeby to wszystko skończyło się raz na zawsze. Po powrocie do rodzinnych Łap zabarykadowałem się w domu. Czarna rozpacz. I nagle przyszła mi do głowy myśl: «Idź do kościoła». Ja??? Nie zaglądałem tam od dziecka! Nienawidziłem tego miejsca. A jednak wyszedłem z domu. Wszedłem do kościoła. Ludzie w ławkach zobaczyli łysego kolesia w dresach i zabili mnie wzrokiem. Czułem się przez nich oskarżony. Ich miny mówiły: «To nie jest miejsce dla takich ludzi jak ty». Chciałem wyjść, ale zostałem”.
Koniec cytatu. Komunikat był prosty. Kościół to miejsce dla grzecznych, nie dla grzesznych. Jedna literka, a robi tak gigantyczną różnicę. Na szczęście chłopcy nie wyszli ze świątyń, lecz przystąpili do sakramentu pokuty, który okazał się dla nich prawdziwym zmartwychwstaniem.
Dzisiejsza Ewangelia: „Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: «Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?»”
No właśnie, dlaczego?
Marcin Jakimowicz