„Polityka” w najnowszym numerze usiłuje zdyskredytować prof. Bogdana Chazana. Chodzi o zawarte w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” stwierdzenie prof. Chazana, że estrogeny (zawarte w środkach antykoncepcyjnych) działają kancerogennie, czyli zwiększają ryzyko niektórych nowotworów.
26.06.2014 11:50 GOSC.PL
Cytowany przez „Politykę” prof. Mirosław Wielgoś (ten sam, który kieruje placówką, w której były i prawdopodobnie są wykonywane aborcje) nazywa to „teorią wyssaną z palca”. Zapewnia, że gdy na jesieni przyszłego roku stanie na czele Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, nie będzie biernie tolerował „naukowej niekompetencji”.
Trudno powiedzieć, na czym będzie polegać nietolerancja zapowiadana przez prof. Wielgosia, bo nawet jako prezes PTG nie będzie miał istotnych uprawnień stanowiących wobec prof. Chazana. Nawet wykluczenie z PTG (śmieszna kara dla osoby z takim dorobkiem, jak prof. Chazan!) nie jest wedle statutu PTG (paragraf 25) takie łatwe.
Ale mniejsza już o medialne pomruki i środowiskowe wojenki. Pacjentów to tak naprawdę nie obchodzi. Ważniejsze, czy rzeczywiście antykoncepcja hormonalna szkodzi, czy też nie.
Zacznijmy od tego, że gdy prof. Chazan mówi o tym, że estrogeny zwiększają ryzyko niektórych nowotworów, autor tekstu w „Polityce” wkłada w usta „przeciwników pigułek” twierdzenie, że „wywołują one niektóre nowotwory”. To ustawianie przeciwnika do bicia, bo różnica między stwierdzeniem: „zwiększają ryzyko” i stwierdzeniem: „wywołują” jest ogromna. Wiadomo, że zjawisko życia jest bardziej złożone niż się to niektórym wydaje i na jeden skutek składa się na ogół wiele przyczyn.
Co o relacji „pigułka - ryzyko raka” mówią ogólnie dostępne i wiarygodne źródła? Np. American Cancer Society podaje, że długotrwałe stosowanie pigułek antykoncepcyjnych podnosi ryzyko szyjki macicy. Według tego samego źródła, stosowanie pigułek nieznacznie (ale jednak) podnosi ryzyko wystąpienia raka piersi. Według Cancer Research UK, stosowanie pigułek przez 5 lat prawie podwaja ryzyko raka szyjki macicy.
Oczywiście, kto chce, niech wierzy zwolennikom antykoncepcji hormonalnej. Jeśli kobieta chce je stosować, to trudno - jej ryzyko. O ile w ogóle wie, jakie jest to ryzyko. Bo zdaje się, że z tą świadomością nie jest najlepiej. Ale mówienie o „naukowej niekompetencji” przeciwników antykoncepcji hormonalnej to już przesada.
Nietrafione są też zawarte w tekście „Polityki” argumenty, mówiące, że szkodliwe działanie antykoncepcji można pominąć, bo nawet aspiryna i popularne leki przeciwbólowe powodują zgony. Porównanie jest chybione z dwóch powodów.
Po pierwsze, nie można porównywać środków antykoncepcyjnych do leków. Leki stosuje się - jak sama nazwa wskazuje - do leczenia. Gdy w grę wchodzi ludzkie zdrowie, można ważyć ryzyko towarzyszące działaniom, które mają poprawić stan zdrowia. A co leczą środki antykoncepcyjne? Ciążę? Od kiedy to naturalny stan jest patologią? Mamy więc w takim przypadku ryzyko wystąpienia zjawisk negatywnych bez pozytywnej przeciwwagi medycznej.
Po drugie, rozstrój organizmu przy stosowaniu leków jest efektem ubocznym, niezamierzonym. W przypadku hormonalnych środków antykoncepcyjnych jest przeciwnie. Spowodowanie rozstroju organizmu, zakłócenie delikatnej równowagi hormonalnej jest zasadniczym celem podawania tych środków.
Potwierdza to nawet cytowany przez „Politykę” zwolennik antykoncepcji dr Grzegorz Południewski. Przyznaje on, że „gdyby pigułki hormonalne były obojętne i nieszkodliwe jak jedzenie ogórków, toby nie działały”. Inaczej mówiąc: pigułki, żeby działały, muszą być szkodliwe. I śmieszne, i straszne...
Wyobraźmy sobie, że ktoś stwierdzi, że jazda samochodem z niedokręconymi kołami podnosi przyjemność z jazdy. Inżynierowie będą tłumaczyć, że odkręcenie jednej śruby nie powoduje wcale albo powoduje minimalne poniesienie ryzyka wypadku. Mechaników, którzy nie chcą wypuszczać z warsztatów aut z niedokręconymi kołami, nazwą niekompetentnymi. Zażądają wprowadzenia prawa, które zmuszałoby mechaników do odkręcania jednej śruby w każdym kole pod groźbą utraty prawa wykonywania zawodu.
Kto chce, niech słucha takich inżynierów…
Jarosław Dudała
Redaktor serwisu internetowego gosc.pl
Dziennikarz, z wykształcenia prawnik, były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 r. pracuje w „Gościu Niedzielnym”. Jego obszar specjalizacji to problemy z pogranicza prawa i bioetyki. Autor reportaży o doświadczeniach religijnych.
Kontakt:
jaroslaw.dudala@gosc.pl
Więcej artykułów Jarosława Dudały