Trzej mężczyźni i kobieta ruszyli przez Lodową Przełęcz do Doliny Jaworowej. Pogoda była coraz gorsza. Nagle wszyscy, prócz kobiety, zaczęli umierać. Co naprawdę stało się w Dolinie Jaworowej?
Obie grupy rozstały się, jednak Wasserberger postawił sobie za punkt honoru, by nie zostawić Kaszniców na pastwę losu i postanowił towarzyszyć im w drodze do Zakopanego. Szczepańscy i Zaremba już po krótkim czasie zniknęli za przełęczą. Pozostałej grupie podejście na grań zajęło prawie trzy godziny (według przewodników turystycznych i oznakowań na mapach przeciętny turysta pokonuje ten odcinek w 1 godzinę i 15 minut). Kaszniców wspinaczka kosztowała wiele wysiłku.
Na Lodowej Przełęczy wędrowców dopadło całkowite załamanie pogody: gradobicie, wichura i znaczny spadek temperatury. W tej sytuacji taternik zaczął ich popędzać, by jak najszybciej zejść poniżej grani, w miejsce, gdzie wiatr nie będzie tak wściekle smagał po twarzach. I wtedy, na zejściu, rozpoczęły się do dziś niewyjaśnione wydarzenia.
Zwłoki Kaszniców (ojca i syna) oraz Ryszarda Wasserbergera przygotowane do transportu przez ratowników tatrzańskich AUTOR / CC 2.0 Najpierw 12-letni syn Kaszniców zaczął tracić oddech. Waleria Kasznica zabrała mu plecak, a Wasserberger pomagał w zejściu. Niewiele później, około godziny czwartej, gdy byli w okolicach Żabiego Stawu Jaworowego, prokurator usiadł na kamieniu i oznajmił, że nie może dalej iść. Na te słowa Waleria postanowiła poprosić Wasserbergera o pomoc. Odpowiedź taternika jednak była ostatnią, jakiej w tym momencie oczekiwała:
- Czuję się także bardzo słaby. Z całego serca pomógłbym pani, ale naprawdę nie mogę.
Kasznicowa nie straciła w trudnej sytuacji przytomności umysłu. Zaprowadziła syna i taternika w miejsce, gdzie skała zapewniała ochronę przed wiatrem. Tam podała im koniak i czekoladę. Alkohol podała również mężowi, jednak niedługo potem Kazimierz sztywnieje i umiera. Gdy Waleria wróciła do pozostałej dwójki, syn wydawał ostatnie tchnienie, a najmocniejszy z ekipy, Ryszard Wasserberger ,majaczył niezrozumiałe słowa o swojej matce i ostatniej wspinaczce na Łomnicy. Wspinacz próbował wstać i ruszyć w bliżej nieokreślonym kierunku, jednak Kasznicowa dała radę go powstrzymać. Po chwili taternik dał jednak radę wstać, przeszedł parę kroków i padł martwy, rozbijając jednocześnie rękę i głowę.
W ciągu kilku chwil wszyscy męscy uczestnicy przeprawy zmarli. Waleria Kasznica została sama wśród zwłok męża, syna i Wasserbergera.
Powrót Kasznicowej i hipotezy na temat zgonów
Waleria doznała szoku. Choć fizycznie nie miała żadnych urazów, a jedynie była poważnie wyczerpana, przesiedziała przy zwłokach dwa dni i dwie noce. Dopiero po 37 godzinach, 5 sierpnia 1925 roku, dotarła w okolice Łysej Polany. Pierwsza osoba, jaką spotkała na swej drodze, był ówczesny naczelnik TOPR gen. Mariusz Zaruski. Ten jak najszybciej zorganizował wyprawę po ciała zmarłych i przetransportował je do Zakopanego.
Następnie rozpoczęły się próby wyjaśnienia przyczyn zgonu. Wszystkie najczęściej spotykane przyczyny górskiej śmierci nie znalazły tutaj swojego miejsca. Ciała zmarłych poddano sekcji zwłok. Badanie wykazało we wszystkich trzech przypadkach obrzęk płuc i zatrzymanie akcji serca z nieznanych przyczyn. U Kaszniców odkryto wadę serca związaną ze zwapnieniem żył, ale Wasserberger był zdrowy.
Pojawiły się podejrzenia, że koniak, który Waleria podała towarzyszom, był zatruty. Rozpoczął się nawet proces sądowy przeciwko żonie prokuratora, jednak w jego wyniku Kasznicowa została uniewinniona.
Po Warszawie krążyła też pogłoska, że prokurator mógł się komuś narazić i otrzymać "w nagrodę" zatruty koniak. Nigdy jednak nie potwierdzono w żaden sposób tej hipotezy.
Niektórzy z perspektywy czasu podejrzewali, że pod Lodowa Przełęczą wystąpiło zjawisko pompy próżniowej. Dlaczego jednak zmarli trzej mężczyźni, a kobiecie nic się nie stało?
Od tragedii pod Lodową Przełęczą minęło ponad 90 lat. A nagła śmierć Kaszniców i Wasserbergera wciąż pozostaje zakryta mgłą tajemnicy...
* Więcej o wyprawie i śmierci Kaszniców można znaleźć w książce Michała Jagiełły "Wołanie w górach".
Przeczytaj tez o najtragiczniejszych burzach w Tatrach:
Wojciech Teister