Trzej mężczyźni i kobieta ruszyli przez Lodową Przełęcz do Doliny Jaworowej. Pogoda była coraz gorsza. Nagle wszyscy, prócz kobiety, zaczęli umierać. Co naprawdę stało się w Dolinie Jaworowej?
Choć od tych wydarzeń minęło ponad 90 lat, historia rodziny Kaszniców i grupy polskich taterników wciąż mrozi krew w żyłach. Głównie dlatego, że przyczyny nagłej śmierci 12-letniego chłopca i dwóch dorosłych mężczyzn nie zostały dotąd jednoznacznie wyjaśnione. A każda próba rozwikłania tej zagadki prowadzi do zatrważających wniosków. Ale po kolei...
Schronisko Téryego w pierwotnym kształcie w roku 1899 AUTOR / CC 1.0 Był poranek, 3 sierpnia 1925 roku. Tatry w sensie turystycznym wyglądały zupełnie inaczej niż dziś - były zdecydowanie bardziej dzikie, niemal puste. Na szlakach, które dziś przemierza każdego dnia kilka tysięcy osób, wówczas można było spotkać jedynie taterników i nielicznych turystów (głównie bogatych mieszkańców dużych miast). W jednym z najwyżej usytuowanych w Tatrach schronisk, w Chacie Tery'ego w Dolinie Pięciu Stawów Spiskich, doszło do przypadkowego spotkania jednych i drugich. W sali jadalnej śniadanie spożywali czteroosobowy zespół wspinaczy i rodzina warszawskiego prokuratora Kazimierza Kasznicy.
Taternicy w składzie Jan Alfred Szczepański, Alfred Szczepański, Stanisław Zaremba i Ryszard Wasserberger wspinali się w ostatnich dniach w masywie Łomnicy i Lodowego Szczytu. Przeszli tam kilka dróg, ale wobec pogarszającej się pogody po dniu odpoczynku postanowili przejść przez Lodową Przełęcz (2372 m.n.p.m.) i Dolinę Jaworową w stronę Łysej Polany, a stamtąd wrócić do Zakopanego.
Z kolei Kasznicowie byli w Tatrach pierwszy raz. Wystraszeni nagłym załamaniem pogody (silnym wiatrem, chmurami i deszczem) również postanowili zejść tą samą drogą do Polski. Nie znali jednak trasy przez Lodową Przełęcz i mieli spore obawy, aby iść nią w osamotnieniu. Wobec tego prokurator przysiadł się do taterników i postanowił wypytać o drogę. Niepewny możliwości swoich, żony i syna poprosił Wasserbergera o asekurację w postaci wspólnego przejścia trasy. Szczepańscy i Zaremba nie byli z tej propozycji zadowoleni, jednak 21-letni Wasserberger zgodził się pomóc warszawiakom. Lodowa Przełęcz - widok od strony Chaty Teryego Krzysztof Dudzik / CC-SA 3.0
Rozstanie i tajemnicza śmierć
Pogoda była fatalna. Poranne opady śniegu przeszły w deszcz. Oba połączone zespoły wyruszyły co prędzej w stronę przełęczy. I od razu było widać różnicę w kondycji i umiejętnościach górskich taterników i rodziny Kaszniców. Jeszcze nim doszli do miejsca, gdzie zaczyna się strome podejście pod Lodową Przełęcz, dystans między nimi znacząco się zwiększył. Gdy dotarli do Lodowego Stawku, bracia Szczepańscy i Zaremba dosadnie dali do zrozumienia Ryszardowi Wasserbergerowi, że nie mają zamiaru marznąć, idąc w żółwim tempie z Kasznicami. Tym bardziej że jeszcze nim rozpoczęła się mozolna wspinaczka, prokurator Kasznica co chwila zatrzymywał się, bo deszcz zalewał mu okulary, bez których niewiele widział.
Wojciech Teister