Inni więc uczniowie mówili do niego: „Widzieliśmy Pana!”
Być we właściwym miejscu o właściwym czasie – nie przegapić czegoś istotnego, ba, najistotniejszego. Czyż nie jest to marzenie nas wszystkich? Zobaczyć coś ważnego na własne oczy, usłyszeć coś własnymi uszami, nie tyle nawet dowiedzieć się o czymś z pierwszej ręki, ale po prostu „być przy tym”. Oni – inni uczniowie Jezusa – nie byli co prawda świadkami Jego zmartwychwstania, ale sami, na własne oczy, widzieli i słyszeli Zmartwychwstałego. I oto teraz on, Tomasz, ma zawierzyć im. Ani na własne oczy nie widział zmartwychwstałego Jezusa, ani Go nie słyszał. Chce więc zobaczyć i usłyszeć. Mówi się o nim „niewierny Tomasz”. Ale właściwie dlaczego niewierny? Może tylko niedowierzający? A może pominięty? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli… Ale przecież pozostali uczniowie Jezusa zobaczyli i dopiero wtedy uwierzyli. Czy Tomasz, zwany Didymos, tak bardzo się od nich różnił? Czy po prostu miał pozostać figurą „niedowierzania”?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Krzysztof Łęcki