Kibice zadrżeli po tym, jak stoper reprezentacji pozwolił się ograć (lub nagrać) w czasie nieładnych rozmów z sędzią liniowym. Ale selekcjoner uspokaja: Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało! I kto się jeszcze dziwi, że nie gramy na mundialu?
17.06.2014 14:40 GOSC.PL
Była już druga połowa meczu, którego gwizdek końcowy mają wyznaczać wybory parlamentarne. Po niezłych statystykach pierwszej połowy i sporej przewadze sondażowej drużyna pod wodzą selekcjonera Tuska zaczęła wyraźnie tracić siły. Coraz liczniejsze błędy i odejście sił znajdowały swoje odzwierciedlenie w ligowych i meczowych statystykach (czy to prowadzonych przez CBOS, czy TNS Polska, czy kogokolwiek innego).
Od jakiegoś czasu przewagę w tabeli miała opozycyjna drużyna trenera Kaczyńskiego, pieszczotliwie zwana Pisiorkami.
Pisiorki grały swoje, a Platfuski w rozgrywanym równolegle meczu z FC Gospodarką wyraźnie nie dawały sobie rady. Coraz śmielsze rajdy Nieubłaganych Praw Ekonomii w pole karne Platfusków budziły niepokój trenera Tuska. Obrona wyraźnie nie dawała sobie rady. Wobec tego stoper Platfusków - Bartłomiej Sienkiewicz - postanowił rozegrać sprawę inaczej. Gdzieś tam na uboczu zagaił do sędziego liniowego Marka Belki, czy nie dałoby się (czysto hipotetycznie) odgwizdywać spalonego nieco częściej, najlepiej za każdym razem, gdy obrona Platfusków przepuści rywali pod własną bramkę i pojawi się groźba, że Pisiorki uciekną Platfuskom w tabeli na kilka kolejnych punktów. Wiadomo przecież, że liczy się dobro narodu, a dobro narodu to mistrzostwo Platfusków. Nikt rozsądny nie chce przecież, żeby tytuł mistrza zdobyła drużyna Kaczyńskiego. To - zdaniem Sienkiewicza - oznaczałoby odpływ kibiców i reklamodawców.
No i nieszczęście: ktoś rozmowę stopera z sędzią liniowym podsłuchał i zrobił z niewinnej pogawędki aferę. Do tego okazało się, że pomocnik Platfusków, Sławomir Nowak (który zszedł z boiska w drugiej połowie, zmieniony przez Elżbietę Bieńkowską), narobił na ławce jakiegoś zamieszania. Cały stadion zadrżał, bo nikt nie wiedział, jak to wszystko się skończy. Wśród zdumionych kibiców krążyły wieści, że selekcjoner zrezygnuje z prowadzenia drużyny (obecnie reprezentującej Polskę na arenie międzynarodowej), a przynajmniej zdejmie z boiska stopera Sienkiewicza.
Ale nic takiego się nie stało. Trener Tusk okazał się szkoleniowcem o stalowych nerwach, któremu żaden tam kibol nie będzie mówił, co ma robić. Konsekwencje wobec drużyny będą: czerwona kartka dla Nowaka, który już dawno zszedł z boiska. A stoper Sienkiewicz? Zostaje na boisku. Trener zapewnił, że jest to właściwa osoba na właściwym miejscu. Niezwykle zresztą kompetentna na pozycji stopera. Przecież robił, co mógł, żeby po każdej straconej bramce sędzia gwizdał spalonego. A taki obrońca jest ozdobą każdej drużyny. Szczególnie narodowej.
I co kibice naiwni? O co tyle krzyku? Przecież wiadomo, że nic się nie stało. Powiedział to sam selekcjoner Donald Tusk. A słowa tej piosenki znamy na pamięć. Więc nie marudzić, tylko śpiewać!
PS Czy to przypadek, że nasi nie grają na mundialu?
Wojciech Teister