Ruch Palikota za zasługę uznał sianie antykatolickiej nienawiści.
Uwaga! W tym felietonie muszę poruszyć sprawy drastyczne, więc proszę osoby o słabych nerwach o przerwanie lektury. Ale ja przerwać pisania nie mogę, bo są rzeczy, do których przyzwyczajać się nie wolno. „Nie dokonaliście mordu rytualnego na Jarosławie Kaczyńskim (…) obetnijcie głowę tego Kaczyńskiego, kopnijcie ją i niech ona potoczy się” – tak apelował Palikot, przywódca Ich Ruchu, w ostatnim dniu europejskiej kampanii wyborczej na antenie Radia Zet. Monika Olejnik replikowała: „Pana brutalny język mi nie odpowiada (…) to jest gwałt na mojej duszy mówienie takich rzeczy”. Palikot zareagował twardo: „To jest język polityczny”, po czym dodał łaskawie: „No dobrze, jeśli pani czuje się tym urażona, to przepraszam, ale bez tego odcięcia się od Kaczyńskiego” i tak dalej… rozmowa popłynęła spokojnie.
Palikot jest przywódcą skrajnej formacji, która swych aktywistów premiuje za sianie antykatolickiej nienawiści. To partia, gdzie obelżywe znieważenie papieża to zasługa godna przewodzenia liście wyborczej. To partia, gdzie posłem może być redaktor antykatolickiego szmatławca, którego stałym autorem był morderca ks. Jerzego. To partia, której gwiazdą na kongresie założycielskim był organizator manifestacji, w czasie której profanowano krzyż. A działalność Palikota to nie tylko wywrotowe manifestacje, ale również konkretny, destrukcyjny wpływ na kształt polskiego życia publicznego. Sejm Rzeczypospolitej przez ćwierć wieku podjął tuzin uchwał na cześć św. Jana Pawła II, papieża, który odegrał kluczową rolę w odzyskaniu niepodległości przez naszą ojczyznę. Tych uchwał nie głosowano, przyjmowano je przez aklamację, bo nawet w momentach największych konfliktów przywiązanie do papieża zawsze łączyło Polaków. Dopóki nie przyszedł Palikot. Teraz nawet cześć dla Jana Pawła II przestała być wartością bezsporną.
Bezsporna i niezachwiana jest za to pozycja Palikota w prezydenckiej Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. W ubiegłym roku zwróciłem Prezydentowi w liście uwagę, że w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego nie może zasiadać polityk, dla którego „Konstytucja RP, flaga i godło to symbole nacjonalizmu, które często prowadzą do antagonizmów, a w konsekwencji do wojen (…) Konstytucja, godło i flaga nie są potrzebne ani Polsce, ani Włochom, Francuzom i innym państwom Europy”; polityk, który w Sejmie mówi do posłów prawicowej opozycji, że „wasze miejsce nie jest tu, w parlamencie. Wasze miejsce jest w więzieniu. Do tego więzienia wcześniej czy później traficie. Problem polega na tym, że niestety premier Tusk i jego ekipa nie chcą was tam zaprowadzić, ale my was tam zaprowadzimy. Przyjdzie taki moment, że tam wylądujecie”. Prezydent nie może jednocześnie być strażnikiem suwerenności Rzeczypospolitej i wolności Polaków (a to są jego główne konstytucyjne powinności) i korzystać z rad takich doradców.
Wodpowiedzi na tamten list sekretarz Rady Bezpieczeństwa, gen. Stanisław Koziej, napisał mi, że prezydent NIE MOŻE „wykluczać z Rady szefów partii politycznych za ich poglądy i wyrażane przez nich opinie”. Generał Koziej nie zauważył jednak, że owe „poglądy i opinie” godzą wprost w wartości konstytucyjne. Ale nie tylko wartości, również zwykłe przepisy konstytucji generał traktuje dość… luźno. Konstytucja mówi jasno w art. 144/3/2, że prezydent MOŻE ODWOŁYWAĆ członków RBN, a prezydent Komorowski po prostu Palikota odwołać NIE CHCE. A nie chce – bo chciał i CHCE MIEĆ GO W RADZIE. Do powołania Palikota nie zobowiązywały prezydenta ani konstytucja, ani Zarządzenie w sprawie trybu działania RBN. Stwierdzenie gen. Kozieja, że na podstawie art. 135 konstytucji w skład RBN powoływani są m.in. „szefowie partii politycznych mających swą reprezentację w Sejmie” to jeszcze jedna osobliwa konstytucyjna inwencja. Owszem, na podstawie art. 135 prezydent może do Rady powołać kogo chce, ale nikogo powoływać (ani zatrzymywać w Radzie) NIE MUSI. W żadnym wypadku promocji Palikota prezydent nie powinien więc zasłaniać się konstytucją, wręcz przeciwnie – pozostawiając go w Radzie, mimo wszystkich kolejnych ekscesów, świadomie nie chce korzystać ze swych uprawnień. Korzystać nie musi. Powtórzę – jego prawo, ale przede wszystkim jego odpowiedzialność.
Generał Koziej obraża się na stwierdzenie, że prezydent Komorowski swoją koncepcję Rady – do której może wejść każdy lider parlamentarny – zbudował dla Palikota. Ale gdyby Palikot w Radzie znalazł się przypadkiem, prezydent sto razy zareagowałby na jego ekscesy. Przeciw uchwaleniu przez Sejm ochrony prenatalnego życia niepełnosprawnych prezydent Komorowski wystąpił bardzo gwałtownie. Słuchając tego, co Palikot mówi o polskiej suwerenności, o polskiej tradycji, o Polakach, których zwalcza, prezydent aprobatywnie milczy. Generał Koziej tłumaczy to „szacunkiem dla wyborców”. Prawdziwy szacunek zawsze zakłada prawdę, tak jak poglądy zakładają kontrowersję i debatę. Przyjęcie założenia, że „voti non olent” (głosy nie śmierdzą), nie świadczy o szacunku ani dla wyborców, ani dla demokracji. Raczej prowadzi najkrótszą drogą do tego, że w ogóle zapomnimy, dlaczego nauczyliśmy się widzieć w demokracji wartość.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marek Jurek