Elżbieta i Zachariasz, szczęśliwi rodzice św. Jana Chrzciciela, nie są głównymi bohaterami obrazu.
Na pierwszym planie w najmocniej oświetlonej części kompozycji widzimy bowiem Maryję, ubraną w purpurową suknię i niebieski płaszcz i wyróżnioną aureolą wokół głowy. Bierze ona na ręce małego Jana, tak jak dokładnie za pół roku będzie brała Jezusa. W ten sposób artysta przypomina nam, że całe życie Jana Chrzciciela było proroctwem ziemskiej misji Zbawiciela. Nawet jego narodzenie przygotowywało przyjście na świat Tego, o którym później powiedział, że nie jest godzien, aby zawiązać Mu rzemyk u sandałów.
Wokół krząta się pięć służących. Jedna z nich, mamka, za chwilę nakarmi dziecko, pozostałe przygotowują kąpiel. Matkę noworodka, Elżbietę, widzimy w tle z prawej strony, leżącą w łóżku, wyczerpaną po porodzie. Służąca podaje jej posiłek.
Bardzo ważną postacią jest także namalowany z prawej strony starzec. To Zachariasz, ojciec dziecka. Elżbieta i Zachariasz bardzo długo nie mogli doczekać się potomstwa. W Ewangelii według św. Łukasza czytamy, że byli już ludźmi w podeszłym wieku, gdy Zachariaszowi ukazał się anioł i powiedział: „Nie bój się, Zachariaszu! Twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan” (Łk 1,13). Anioł zapowiedział także, że aż do narodzenia syna Zachariasz będzie niemy, ponieważ nie uwierzył w szczęśliwą nowinę.
Ósmego dnia po narodzeniu dziecka chciano nadać mu imię jego ojca. Zachariasz poprosił wówczas o tabliczkę i napisał: „Jan będzie mu na imię” (Łk 1,63). Wtedy odzyskał mowę.
Widzimy właśnie tę chwilę. Zachariasz czuje wracający głos. Dlatego przykłada rękę do piersi. Spogląda w górę i pod natchnieniem Ducha Świętego wypowiada radosną pieśń dziękczynną „Benedictus”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Leszek Śliwa