Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią?
Wyznania współczesnego, zadowolonego z siebie faryzeusza w dzień Bożego sądu: wytknąłem grzesznikowi grzech i publicznie go napiętnowałem; zawsze stałem w gronie tych, którzy nie bali się nazwać prawdy po imieniu; kochałem wszystkich, którzy na to zasłużyli. A co na to Jezus? Słyszymy w dzisiejszej Ewangelii. „Miłujcie waszych nieprzyjaciół, módlcie się za tych, którzy was nienawidzą”. Wysokie wymaganie? Owszem. Ale jeśli tak nie robimy, czym my, chrześcijanie, różnimy się od współczesnych celników i pogan? I jeśli jesteśmy życzliwie nastawieni tylko do swoich bliskich, myślących podobnie jak my, wyznających ten sam system wartości, to co w tym nadzwyczajnego? Przecież i najgorsi dranie są życzliwi dla tych, których lubią. My musimy być inni. Musimy być lepsi. Podobni do świętego Boga, który życzliwie opiekuje się zarówno dobrymi, jak i złymi. Inaczej nie ma co oczekiwać w dzień sądu jakiejś nagrody. Bo i za co?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Macura