Apostoł nie pisze o samym Duchu Świętym, ile o owocach Jego działania.
W ten sposób dostosowuje się do możliwości mówienia o Nim. Granice dla naszego języka są wytyczone nieraz przez skojarzenia. Określenie Trzeciej Osoby Trójcy Świętej nie pochodzi z codziennego, zwyczajnego doświadczenia. Inaczej jest ze słowami „ojciec” i „syn”, które przypominają konkretne treści. Pojęcia ojcostwa i synostwa dotyczą bowiem podstawowych relacji międzyludzkich. To ułatwia wypowiedzi o Ojcu i Synu. Ze słowem „duch” jest inaczej: opacznie rozumiane może kojarzyć się ze światem baśniowych narracji czy filmowych horrorów. Trudnościom mówienia o Duchu Świętym odpowiada dysproporcja w najczęściej odmawianych modlitwach, które wprost wzmiankują Go o wiele rzadziej niż Ojca i Syna. Także sztuka chrześcijańska przedstawia Go na dalszym planie. Obrazy biblijnych wydarzeń, w których jest aktywny, np. chrztu w Jordanie czy zesłania w Pięćdziesiątnicę, ukazują tylko Jego symbole: gołębicę i płomienie ognia. Duch Święty nie jest motywem, który tylko ozdabia Boże wchodzenie w historię ludzi, jeśli nawet przekłady czasem sprowadzają Go do roli asystenta i pomocnika. Taką redukcję mamy w liturgicznym czytaniu skracającym oryginalny werset. Pełne zdanie brzmi mocniej dzięki zachowaniu kontrastu i powtórzeniu jednoliterowego słowa: „Oznajmiam wam, że nikt nie mówi w Duchu Bożym: »Niech Jezus będzie przeklęty«; nikt nie może powiedzieć: »Panem jest Jezus«, jeśli nie w Duchu Świętym”. Apostoł dwa razy powtarza słówko „w”. Przyimek ten nie tylko określa Ducha Świętego jako narzędzie czy sposób wypowiedzi o Jezusie, ale przede wszystkim przedstawia Go jako przestrzeń wyznania chrześcijańskiego. W ten sposób wyrażenie „w Duchu Świętym” ma przestrzenny sens: wyznawanie wiary zależy od przebywania w Nim. Innymi słowy, nie tyle my mamy Ducha Świętego, ile On ma nas i przez nas przemawia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Artur Malina