Wynik wyborów europejskich we Francji sprawił, że przyszłość Unii Europejskiej stała się mglista.
Szok, trzęsienie ziemi, Big Bang, tsunami – lokalna i europejska prasa stosowały określenia odnoszące się zazwyczaj do klęsk żywiołowych, kiedy okazało się, że Front Narodowy pokonał wszystkie tradycyjne partie polityczne we Francji. Nie dlatego że to, co stało się 25 maja, zmienia układ sił w Parlamencie Europejskim. Eurosceptycy mają w nim teraz większą reprezentację, co sprawi, że dyskusje będą żywsze, jednak europarlament zasadniczo nie zmienił swego oblicza – prounijna prawica i lewica zachowują w nim „bezpieczną” przewagę. Nic z tej strony właściwie nie zagraża dotychczasowej formie Unii, zresztą prawdziwa władza koncentruje się w Komisji Europejskiej. Ale triumf francuskiego FN zapowiada zmiany polityczne w samej Francji, która w duecie z Niemcami, nadawała główne kierunki europejskiej polityce. Jeśli przewodnicząca Frontu Marine Le Pen za trzy lata sięgnie po urząd prezydenta kraju, co nagle stało się bardzo możliwe, los Unii zawiśnie na włosku. Czy można sobie wyobrazić zjednoczoną Europę bez Francji? Utrata tak ważnego państwa, sama w sobie destrukcyjna, grozi efektem domina o kontynentalnym zasięgu, rodzajem niemal naturalnej implozji. To, co jeszcze dwa lata temu wydawało się fantastyką polityczną, nabrało ciała: zbyt wiele czynników wskazuje, że taki scenariusz może się zrealizować.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jerzy Szygiel