Mieszkańcy Skowarnek nie mają wątpliwości: ze św. Janem Pawłem II wszystko jest możliwe: i własna kaplica, i wizyta biskupa, niestraszna nawet nawałnica.
Asfaltowa droga tu się kończy. Dalej, w lasy i na pola, prowadzą już tylko ścieżki. Kraniec diecezji, a z perspektywy mieszczucha niemal koniec świata. Kilka niedużych bloków – scheda po pegeerowskiej przeszłości. Ot wieś, jakich wiele. Po przemianach ustrojowych zostawiona sama sobie. – Praktycznie zapomnieli o nas wszyscy – potwierdza Krzysztof Wieczorek, sołtys w Skowarnkach. I dodaje, że wiara i Kościół były tym, co przez lata jednoczyło ludzi i dawało nadzieję. – Udało się zebrać małą grupę ludzi. Najpierw zrobiliśmy krzyż, ustawiliśmy go i przy nim się modliliśmy. Potem przyszła myśl, że potrzeba stworzyć jakieś godne miejsce, w którym będziemy się mogli spotykać na Mszach św. Zaczęło się od kilku krzeseł, a dzisiaj mamy piękną kaplicę, z której naprawdę jesteśmy dumni. Potrzeba było na to blisko 20 lat, ale warto było poczekać na taki efekt – cieszy się pan Krzysztof. W niedzielne przedpołudnie plac przed zwyczajnym z pozoru domkiem powoli się zapełnia. Ministranci donoszą krzesła, zaproszeni z Karlina chórzyści ćwiczą pieśni, a ks. kanonik co rusz wygląda na drogę, witając nowych gości.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Karolina Pawłowska