O zmarłych nie należy źle mówić – należy mówić zgodnie z prawdą.
27.05.2014 14:30 GOSC.PL
Wiadomość, że Wojciech Jaruzelski przed śmiercią przyjął sakramenty, wzbudziła zapewne bardzo wiele radości. – W niebie. Jezus powiedział przecież, że „radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca” (Łk 15,10). Ale że ludzie za bardzo aniołami nie są, toteż bardziej rzuca im się w oczy to, co po grzeszniku pozostało. Stąd też spory o miejsce i rodzaj pochówku zmarłego generała. I o jego miejsce w historii. I o możliwość i słuszność przebaczenia mu.
Pojawiają się też głosy, że – skoro się mu przebaczyło (a chrześcijanie wiedzą, że przebaczyć powinni) – to już należy nie czepiać się jego przeszłości.
Nie sądzę. Ani śmierć, ani nawrócenie przed śmiercią, ani jakiekolwiek inne okoliczności nie anulują historii. Dobrze pamiętam 13 grudnia roku pamiętnego, gdy generał powtarzał w telewizji: „historia mnie osądzi”. Z pewnością nie spodziewał się, że już za dekadę runie imperium, które miało mu zapewnić odpowiedni kształt tej „historii”. I stało się tak, jak sobie wyprorokował: sądzi go historia. Sądzi go, mimo stawianych przeszkód, coraz surowiej. Jeszcze wiele szczegółów jego życiorysu nie ujrzało światła dziennego, ale ujrzy, bo – jak zapewnia Jezus – „nie ma nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw” (Mk 4,22). I śmiem twierdzić, że tak właśnie jest dobrze – i to najbardziej dla niego. Bo jestem pewien, że nie ma teraz nikogo bardziej zainteresowanego rozliczeniem Wojciecha Jaruzelskiego, niż on sam. I nie ma nikogo, kto teraz bardziej chciałby naprawić wyrządzone przezeń szkody – niż on.
Gdy człowiek stoi w obliczu Boga, który jest samą prawdą, to przecież nie ma dla niego znaczenia, co sobie o nim pomyślą ci, co jeszcze zostali na ziemi. Jest zainteresowany tylko i wyłącznie prawdą. A nie ma prawdy bez sprawiedliwości.
Znam dwa przypadki, w których osoby zmarłe dały znać swoim dawnym domownikom, gdzie znajdują się ukryte przez nie pieniądze. Nieraz też słychać o pokutujących duszach, które proszą o uregulowanie ich zobowiązań z czasów ziemskiego życia.
Skoro tak, to nie ulega wątpliwości, że Wojciech Jaruzelski nie chce żadnych honorów, bo mu się one z tytułu sprawiedliwości nie należą. Przeciwnie – z tego samego tytułu należy mu się więzienie, i to, że go na ziemi uniknął, wcale nie znaczy, że to dla niego korzystne. Św. Faustyna mówiła o „strasznym upaleniu”, jakie cierpią dusze czyśćcowe. Wszyscy ci, co sądzą, że śmierć rozwiązuje ziemskie zobowiązania, są w głębokim błędzie. Wiele wskazuje na to, że lepiej na ziemi spłacić swoje, choćby najcięższe, długi wobec sprawiedliwości, niż robić to „z tamtej strony”. Dlatego – jestem pewien – nie robimy Wojciechowi Jaruzelskiemu uprzejmości, kryjąc złe rzeczy, które zrobił. Przyniesiemy mu natomiast ogromną ulgę, jeśli poznawszy prawdę – przebaczymy mu. I sobie też pomożemy, bo nieprzebaczenie niszczy nie tylko sprawcę krzywdy, ale i jego ofiary, którzy kamienieją w zranieniach. Przebaczenie wcale nie oznacza, że należy zaniechać lustracji, spalić dokumenty, zamknąć archiwa, zalać betonem. Przebaczenie nie oznacza nawet – gdy sprawca krzywdy żyje – że trzeba wycofać sprawiedliwe roszczenia np. przed sądem.
Trzeba z miłością, czyli bez zawziętości, ale konsekwentnie dochodzić prawdy, jaka by nie była, zgodnie z zasadą: „Najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa”.
Wojciech Jaruzelski dziś nie tylko nie potrzebuje peanów – on ich, jestem przekonany, nie chce. Potrzebuje tylko prawdy, przebaczenia i modlitwy.
Franciszek Kucharczak