Na dworcach świata

Czym jest Kościół: instytucją, która przyjmuje interesantów czy też Matką, która szuka zagubionej owcy?

Prawdziwym hitem internetu stał się  film, w którym członkowie znakomitej islandzkiej grupy Árstíðir wykonują prastary chrześcijański utwór „Heyr himna smiður”.

Árstíðir - Heyr himna smiður (Icelandic hymn) in train station
Arstidir
Nie czynią tego jednak w średniowiecznej kaplicy czy zaciszu prastarego klasztoru ale... na samym środku kolejowego dworca (gdyby było inaczej, wykonanie pieśni przeszłoby niestety bez echa).

Bardzo podoba mi się to nagranie. Wiem: to performance, nie spotkanie modlitewne, a jednak odnajduję w nim echo niezwykłej intuicji Paula Evdokimova „chrześcijaństwo jest marszem życia przez cmentarze świata”. Nie możemy czekać z założonymi rękami, aż ludzie zapukają do naszych świątyń. Nie zapukają.

„Zbyt wiele osób postrzega Kościół jako zbiór norm, praw, zakazów. Czym jest Kościół: instytucją, która przyjmuje interesantów czy też Matką, która szuka zagubionej owcy?” – pyta kard. Oscar Rodríguez Maradiaga, koordynator Rady Kardynałów – Jeden z moich bliskich współpracowników powiedział mi: »Czasami nie wystarczy ograniczyć się do zmian i przeróbek w wystroju domu; lecz trzeba zmienić dom«. Zmiany kulturowe są ogromne. We współczesnej kulturze łatwo można dostrzec kierunki propagujące budowę społeczeństwa bez jakiegokolwiek odniesienia do Boga i religii. Trudne czasy wymagają nowych uczniów. Osoby wierzące liczą na autentyczne nawrócenie swoich duszpasterzy”.

Przed dwoma tygodniami w Gościu Niedzielnym odbyło się nieformalne spotkanie kilkunastu animatorów sceny muzyki tworzonej przez chrześcijan (genialna intuicja, by wreszcie spotkać się i zrobić coś razem!) . W czasie dyskusji ktoś rzucił: „Słuchajcie,  przecież w Polsce nie ma dziś zespołu, który zajmowałby się preewangelizacją to znaczy wychodził na co dzień grać w supermarketach, na skwerach, na skrzyżowaniach ulic. Przecież przed laty koncert drapieżnej, jednoznacznie ewangelizacyjnej kapeli No Longer Music był początkiem nawrócenia Darka Malejonka.

Głęboko wierzę w to, że miejsce, w którym się modlisz staje się Ziemią Świętą. Wypowiadasz Imię ponad wszelkie Imię, a zatem stajesz w Bożej obecności. Ściągasz na ziemię Jego łaskę. Ten, który zawołał do Marii Magdaleny „Noli me tangere” pokornie pozwala „zatrzymać się” człowiekowi. Wylewa błogosławieństwo na miejsce, w którym jest przyzywany (odsyłam do tekstu „Spacerologia” o grupie która wyrusza na ulice Łodzi, by błogosławić miasto: http://liturgia.wiara.pl/doc/1024435.Spacerologia)

– Jadę tramwajem i odmawiam Różaniec. Co chwilkę pada imię „Jezus”. Co się wtedy dzieje? – zapytałem Maję Miduch, judaistkę. – Jest przywoływana Obecność Tego, którego imię się wypowiada. Imię odnosi nas automatycznie do tożsamości osoby. Jeżeli wypowiadamy imię „Jezus”, przywołujemy tę osobę, odwołujemy się do jej tożsamości, czyli do tożsamości „Boga, który zbawia”. Zbyt łatwo dzielimy świat na sferę sacrum i profanum. Dla Boga ten podział nie istnieje. Dla Niego wszystko jest święte. On stworzył cały świat… Przywołanie imienia jest przywołaniem samej osoby. To nie pobożne wspomnienie, ale żywa obecność!

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz