Kardynał Carlo Caffarra z Bolonii od dawna wyrażał poparcie dla nauczania "Humanae vitae" odnośnie do moralnie właściwych środków planowania rodziny. Warto więc odnotować, iż niedawno przyznał on, że choć wnioski "Humanae vitae" były prawdziwe, to sposób ich przedstawienia w encyklice pozostawia wiele do życzenia.
15.05.2014 14:30 GOSC.PL
Cytując słowa kardynała: „Nikt już dziś nie kwestionuje, że Humanae vitae w czasie, gdy została opublikowana, spoczywała na fundamentach dość kruchej antropologii i że w jej argumentach można było odnaleźć pewien «biologizm»”.
Przypomniało mi to dokument, odkryty przeze mnie w 1997 roku w zakurzonej krakowskiej bibliotece przy użyciu dużej ilości leków przeciwhistaminowych: „Podstawy nauki Kościoła o zasadach życia małżeńskiego”. Jakkolwiek tytuł jest nieco akademicki, tekst ten stanowi jeden z tych wielkich momentów współczesnej historii katolickiej, w których zadajemy sobie pytanie: „Co by było gdyby?”.
Dokument był raportem końcowym komisji teologicznej, ustanowionej w 1966 roku przez arcybiskupa Krakowa Karola Wojtyłę. Komisja miała mu pomóc w pracy w Papieskiej Komisji ds. Rodziny, Zaludnienia i Rozrodczości, przez światowe media oczywiście nazwanej „Komisją ds. kontroli urodzeń”. Według jednego z autorów dokumentu, o. Andrzeja Bardeckiego, polscy teologowie z komisji Wojtyły znali dwa projekty encykliki na temat moralności małżeńskiej i regulacji płodności. Jeden został przygotowany przez Święte Oficjum (obecna Kongregacja Nauki Wiary). Zestawiał on razem różne papieskie wypowiedzi na ten temat, bez najmniejszej nawet wzmianki o poparciu przez Piusa XII naturalnego planowania rodziny. O. Bardecki powiedział mi, że teologów krakowskich uderzył „głupi konserwatyzm” tego szkicu. Drugi projekt był sponsorowany przez niemieckiego kardynała Juliusa Doepfnera. Krakowianie uznali, że ten dokument z kolei prezentował głębokie niezrozumienie tego, co Bóg wpisał w ludzką seksualność „na początku” i pozbawiał indywidualne wybory i czyny ich moralnego znaczenia.
Czy zatem wybór ograniczał się do „głupiego konserwatyzmu” bądź dekonstrukcji katolickiej teologii moralnej?
Krakowianie tak nie uważali. Sądzili, że nauczanie Kościoła na temat moralności małżeńskiej i regulacji płodności może być przedstawione w sposób ludzki i personalistyczny. Powinno ono podkreślać zarówno moralny obowiązek planowania własnej rodziny, jak i konieczność ofiary z siebie w życiu małżeńskim. Powinno afirmować metody regulacji płodności, które szanują godność ciała i wbudowaną w nie moralną „gramatykę”. Powinno uznawać moralną równość i równą moralną odpowiedzialność kobiet i mężczyzn w tym zakresie, a nie obarczać obowiązkiem regulacji płodności wyłącznie żonę. Taką właśnie, świeżą wówczas, prezentację klasycznych prawd moralnych w tak delikatnej dziedzinie duszpasterstwa zaproponowali krakowscy teolodzy, kreśląc pionierską pracę na podstawie myśli zawartych przez ich arcybiskupa Karola Wojtyłę w książce „Miłość i odpowiedzialność”. Pracę tę Wojtyła jako Jan Paweł II rozwinął później w kompletną teologię ciała.
Przejdźmy więc do alternatywnych wariantów historii. Co by było, gdyby Paweł VI przyjął krakowskie podejście do sposobu prezentowania prawd, które ogłosił w Humanae vitae? Co by się wydarzyło, gdyby encyklika została oparta na mniej formalnym, momentami nawet abstrakcyjnym spojrzeniu na osobę ludzką i ludzką seksualność? A gdyby Humanae vitae wykorzystała humanistyczną i bogatą w strukturze antropologię, która nie byłaby podatna na zarzut „biologizmu”?
Rok 1968 był, jaki był, i teologiczna polityka tego czasu była, jaka była. Wydaje mi się, że tak czy inaczej podniosłyby się głosy oburzenia. Ale gdyby to krakowski raport dał fundamenty pod Humanae vitae, Kościół odpowiadałby na te głosy z lepszej pozycji.
Obecnie Kościół katolicki ma obszerne materiały, aby skutecznie wyjaśniać, nauczać, i stosować swoje niezmienne przekonania na temat moralności małżeńskiej miłości i prokreacji. Przede wszystkim chodzi o teologię ciała zawartą we wspaniałej adhortacji apostolskiej Jana Pawła II z 1981 r. Familiaris consortio. Jest również duszpastersko ukierunkowane Vademecum dla spowiedników o niektórych zagadnieniach moralnych dotyczących życia małżeńskiego wydane w 1997 r. Mamy także świetną analizę skutków kultury antykoncepcyjnej w książce „Adam i Ewa po odkryciu pigułki” (Ignatius Press) autorstwa Mary Eberstadt. Jest to lektura obowiązkowa dla każdego biskupa biorącego udział w zbliżającym się synodzie na temat rodziny.
Nadal jednak zastanawiam się: co by było, gdyby?
George Weigel jest członkiem Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie
George Weigel