Kandydatom z pierwszych miejsc list wyborczych największych partii zadaliśmy dwa pytania dotyczące ich światopoglądu.
Słowa popularnego na wschodzie porzekadła „Bóg wysoko, car daleko” odzwierciedlają myślenie ludzi prowincji, które naznaczone jest brakiem nadziei na jakąkolwiek pomoc ze strony najwyższych czynników władzy. Niska frekwencja w eurowyborach zdaje się świadczyć o tym, że spora część Polaków, w tym też mieszkańcy Wybrzeża, o władzy sprawowanej z Brukseli myśli podobnie. To prawda, że decyzje podejmowane w Parlamencie Europejskim wydają się dotykać spraw bardzo ogólnych. Nie można jednak zapominać, że przekładają się one na konkretny kształt będących członkami Unii państw. Dotyczy to nie tylko warunków gospodarczych, ale także kwestii wkraczających w sferę moralności. Pojawiają się więc pytania: czy zdołamy ocalić sprawy tak podstawowe dla istnienia cywilizacji jak ochrona ludzkiego życia czy kształt rodziny. Dlatego właśnie przedstawicieli największych partii pytamy o ich stosunek do życia i sposób postrzegania małżeństwa. Jako jedyny od udzielania odpowiedzi wprost uchylił się Janusz Lewandowski*. Stwierdził jedynie, że „UE nie powinna ingerować w kwestie światopoglądowe”. Jeżeli leży nam na sercu dobro przyszłych pokoleń, potrzeba, byśmy wybierając naszych przedstawicieli, kierowali się ich stosunkiem do prawa naturalnego. „Kto nie chce pracować, niech też nie je” – napisał w jednym z listów św. Paweł. W kontekście wyborów można te słowa sparafrazować. „Kto nie chce głosować, niech później nie narzeka”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Rafał Starkowicz