Sanktuarium Matki Bożej w Pompejach odwiedzają najliczniej – obok Włochów – Hiszpanie i Francuzi. Ale w Wielkanoc więcej jest tu Ukraińców i Rosjan.
Galiny nie można było nie zauważyć. W ręku trzymała koszyk przykryty białą serwetką z wyhaftowanym słowem: Woskresie. – Koszyczek ze święconką! Taki jak w Polsce – powiedziałam zdumiona, uświadamiając sobie, że Włosi nie znają przecież zwyczaju święcenia pokarmów na wielkanocny stół. Był słoneczny poranek Zmartwychwstania Pańskiego. Galina stała na peronie kolejki Circumvesuviana w Sorrento. Szybko dowiedziałam się, że jedzie do Pompejów, ale ona nie tyle do sanktuarium Matki Bożej Różańcowej, co do parku Jana XXIII obok sanktuarium, gdzie w czasie nabożeństwa greckokatolickiego będzie święcenie wielkanocnych pokarmów. Bazylikę Matki Bożej Różańcowej ze stojącą obok wysoką dzwonnicą, która za sprawą bł. Bartolo Longa, nawróconego antyklerykała i satanisty, stanęła w Pompejach pod koniec XIX w., widać było z okien pociągu. Wysiadający w Pompejach szybko się rozdzielili: grupa na Wezuwiusz wsiadła do autokaru, grupy zainteresowane głównie ruinami starożytnego miasta, uśmierconego lawą wulkanu, ruszyły w kierunku wykopalisk. Nieliczni poszli dalej. W parku bł. Jana XXIII (świętym został tydzień później) przy polowym ołtarzu trwało greckokatolickie nabożeństwo. Ludzie w różnym wieku – młodsi i starsi, dzieci, przy zupełnym braku ludzi starych, co jest cechą pewnie każdej nowej emigracji. Sporo osób założyło stroje haftowane w ukraińskie wzory. Wszyscy z koszykami wypełnionymi bochnami chleba, dużymi pętami kiełbasy, kawałkami szynki, jajami, ciastem, czasem warzywami – świeżym ogórkiem albo rzodkiewką. W wielu koszach paliły się świece.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ewa K. Czaczkowska