Pierwszy, pilotażowy etap wydobycia zatopionej w czasie II wojny światowej broni ma ruszyć już w 2015 r.
Morze Bałtyckie śmiało można nazwać wielką bombą chemiczno-biologiczną. Niedługo po zakończeniu II wojny światowej na wschód od wyspy Bornholm zatopiono ogromne ilości poniemieckiej broni chemicznej i biologicznej. O jakich mówimy ilościach? Szacuje się, że na dnie Bałtyku leży ok 50 tys. ton. Wielokrotnie na polskim wybrzeżu znajdowano wyrzucone na brzeg morza zestalone kawałki iperytu. Na dnie leży m.in. iperyt, czyli gaz musztardowy, zawierające tabun gazy porażające układ nerwowy, gazy łzawiące oraz gazy parzące, np. fosgen. Zdarzały się przypadki poparzeń rybaków, którzy takie "pamiątki" znajdowali w rybackich sieciach.
Od dłuższego czasu mówiono o konieczności oczyszczenia akwenu z poniemieckiego spadku. W miniony poniedziałek, podczas briefingu prasowego Główny Inspektor Ochrony Środowiska Andrzej Jagusiewicz poinformował, że zakończył się właśnie współfinansowany przez UE program CHEMSEA, którego celem była inwentaryzacja zatopionej broni. Jagusiewicz podkreślił, że wedle oceny Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie, zatopione pojemniki mogą być szczelne nie dłużej niż przez 150 lat. Jednak już teraz dochodzi do drobnych wycieków. W związku z tym jak najszybciej trzeba rozpocząć operacje oczyszczania dna morskiego.
Pierwszy, pilotażowy etap wydobywania broni ma się rozpocząć już w przyszłym roku. Wydobycie arsenału chemicznego jest jednak operacją ryzykowną i należy ja przeprowadzić z zachowaniem najwyżej ostrożności. Do współpracy przy projekcie Polska będzie namawiała państwa członkowskie Komisji Ochrony Środowiska Morskiego Bałtyku.
Wojciech Teister /naukawpolsce.pap.pl