Władze szpitala mającego w nazwie wezwanie „dla rodziny” kilka miesięcy temu zdecydowały się na przeprowadzanie aborcji, których wcześniej w placówce nie było. Dyrekcja mija się przy tym z prawdą, tłumacząc, że musi to robić zgodnie z ustawą z 1993 rOKU. A obrońców życia, którzy jej to wytykają, oskarża w sądzie.
O rzeszowskim szpitalu zrobiło się głośno pod koniec 2013 r. Początki tej sprawy opisywaliśmy na łamach GN. Szpital postanowił wykonywać aborcje. Nie poinformował przy tym położnych, które mają prawo odmówić w nich udziału, powołując się na klauzulę sumienia. O poruszających szczegółach tego, jak niektóre z nich musiały wziąć udział w aborcji, bo po prostu padło na ich dyżur, opowiedziała nam położna Agata Rejman. Wcześniej informację o aborcjach przeprowadzonych w szpitalu Pro-Familia upubliczniła na konferencji prasowej. Zrobiła to po tym, gdy głos sprzeciwu motywowany klauzulą sumienia został zignorowany przez pracujących tam lekarzy oraz przez dyrekcję. Władze Pro-Familii żądają od położnej sprostowania i odszkodowania w wysokości 50 tys. zł wpłaconego na hospicjum. Dlaczego? „Za przekazanie opinii publicznej szeregu niezgodnych z prawdą informacji związanych z funkcjonowaniem Szpitala Specjalistycznego Pro-Familia w Rzeszowie, w szczególności w zakresie »zabijania dzieci«” – czytamy w piśmie, które dostała położna. Szpital chce dla niej kary, ponieważ poinformowała, że w placówce dokonuje się aborcji i opisała, jak to wygląda, by pokazać, w czym musiała uczestniczyć. Teraz podobny los spotkał dwóch działaczy Fundacji PRO – Prawo do Życia, którzy zorganizowali pikiety w Rzeszowie. Szpital ich skarży, bo przekazują komunikat, że w placówce zabijane są chore dzieci.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Mariusz Majewski