Posłowie zachowują się, jakby dążenie do umożliwienia rolnikom sprzedaży konfitur czy sera było zabawą, która powinna trwać jak najdłużej.
25.04.2014 15:42 GOSC.PL
Już 10 miesięcy trwają sejmowe prace nad ustawą uchylającą furtkę rolnikom chcącym sprzedawać własne przetwory. Długi na dwie strony projekt był już wielokrotnie wałkowany przez posłów podczas spotkań komisji finansów publicznych i rolnictwa, dyskutowany na specjalnie stworzonej w tym celu podkomisji, przedstawiany całemu sejmowi, zwracany komisjom do ponownego poprawienia… Ostatecznie sprawozdanie z prac miało zostać przedstawione na posiedzeniu sejmu w czwartek. O tym, dlaczego prezydium sejmu zdjęło punkt z porządku obrad, przedstawiciel klubu Platformy Obywatelskiej, który o to wnioskował, raczył swojego kolegi partyjnego Jacka Brzezinki nawet nie poinformować.
Cała batalia toczy się o to, czy limit przychodu pochodzącego ze sprzedaży przetworów ma wynosić 7 tys. złotych rocznie i czy wolno będzie sprzedawać kompoty pod dachem, ale poza własnym domem. Politycy PO nie pozwalają nawet o krok odstąpić od surowych wymogów zapisanych w projekcie (limit pozwoli, przy dobrych wiatrach, osiągnąć producentowi kilkadziesiąt złotych czystego zysku miesięcznie), z kolei opozycja i częściowo ludowcy są w stanie wysadzić całą ustawę w powietrze, jeśli ich propozycje nie zostaną uwzględnione. W międzyczasie ministerstwo rolnictwa przedstawiło projekt rozporządzenia, które poza ustawą ułatwiałoby sprzedaż przede wszystkim jaj, twarogu i masła. Ale i tu posłowie wyrażają swoje obawy. O ułatwieniu bezpośredniej sprzedaży mięsa nawet mowy być nie może.
Kolejne posiedzenie sejmu odbędzie się za dwa tygodnie, ale na chwilę obecną nie ma w porządku obrad zapisanych prac nad tą ustawą. I tak toczą się miesiącami, a niedługo już latami boje o umożliwienie rolnikom tego, co jest najoczywistsze na świecie – bezpośredniej sprzedaży własnych produktów. W czasach, gdy zalewa nas przygotowywana przy ogromnym udziale chemii niezdrowa żywność, z największą nieufnością podchodzi się do umiejętności produkcji jedzenia przez ludzi, którzy często od pokoleń się tym zajmują. Czy przyczyną braku możliwości uchwalenia liberalizacji rynku produktów rolnych jest nacisk wielkoprzemysłowego lobby, zacietrzewienie, czy etatystyczna mentalność, każąca obejmować jak najszerszą kontrolą wszystko i wszystkich – tego nigdy się nie dowiemy. Pewnie wszystko po trochu.
Stefan Sękowski