…A jeśli politycy rzeczywiście zmieniają swoje podejście do polityki wschodniej pod wpływem słupków poparcia swoich partii?
17.04.2014 13:16 GOSC.PL
W "Rzeczpospolitej” Andrzej Stankiewicz opisuje proces zmiany stanowiska Prawa i Sprawiedliwości względem sytuacji na Ukrainie - a raczej panującej do tej pory jedności polskich sił politycznych względem tego konfliktu. Wskazuje, że Jarosław Kaczyński zaczął atakować Donalda Tuska za jego wcześniejsze przyjazne nastawienie wobec Władimira Putina. - To realizacja głównej tezy nowej doktryny PiS - przestać mówić jednym głosem z rządem na temat sytuacji na Wschodzie. PiS zrozumiał, że na kryzysie ukraińskim zyskuje premier. Od momentu zajęcia Krymu przez Rosję sondaże Platformy znów poszybowały w górę i partia ma realną szansę na wygraną w wyborach europejskich, co jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się nierealne - pisze dziennikarz. W podobnym tonie opisuje także łajanie PiS przez Solidarną Polskę za wznoszenie w Kijowie okrzyków "Chwała Ukrainie” czy krytykę Majdanu przez ludowców i postkomunistów. Kolejne wypowiedzi mają być dyktowane głównie chęcią polepszenia swojego wyniku w sondażach.
Bardzo nie lubię tego typu tekstów. Dziennikarze zamiast opisywać rzeczywiste działania bawią się w speców od marketingu politycznego. Mniemam, że w dniach ostatecznych dumaliby, kto wizerunkowo zyska, a kto straci na końcu świata. Ale jeszcze bardziej nie lubię przeczucia, że mogą mieć rację. Co, jeśli politycy rzeczywiście w swoich działaniach i medialnych wypowiedziach kierują się głównie sondażowymi słupkami? Co, jeśli Jarosławowi Kaczyńskiemu dyktują one frontalny atak na premiera?
Obecnie rządząca ekipa zasłużyła na krytykę za naiwną politykę względem Rosji. W ubiegłych latach wykazywała się krótkowzrocznością; teraz budzi się z ręką w nocniku. Jestem przekonany, że niejeden polityk (np. śp. Lech Kaczyński) poradziłby sobie lepiej w zaistniałej sytuacji. Ale nie zmienia to faktu, iż równając Donalda Tuska z ziemią (choćby na to zasłużył) Jarosław Kaczyński rozbija kilkutygodniową jedność polskich elit politycznych, osłabia polską pozycję i ułatwia Rosjanom wewnętrzne rozgrywanie nas. Realizacja jego postulatu dymisji Donalda Tuska byłaby zwyczajnie szkodliwa. Nie dlatego, że stanowisko premiera wobec Rosji jest idealne, ale dlatego, że w kontekście Polski Władimir Putin o niczym innym nie marzy, jak o wielotygodniowym kryzysie politycznym spowodowanym poszukiwaniem kandydata na nowego szefa rządu.
Być może jestem naiwny, ale wydaje mi się, że nie ma żadnego znaczenia, kto prowadzi politykę zagraniczną, o ile robi to dobrze. Opozycja powinna przez konstruktywną krytykę wspierać rząd w jej formułowaniu, a nie utrudniać jej prowadzenie w imię walki o wyższe słupki poparcia czy kilka miejsc w tę czy we w tę w mającym niewiele do powiedzenia Parlamencie Europejskim. Dlatego mam nadzieję, że tego typu wystąpienia Jarosław Kaczyński wygłasza na użytek żyjących sensacją dziennikarzy, a w rzeczywistości w tajemnicy, w zaciszu gabinetów, wspólnie z Donaldem Tuskiem ustala kierunki polskiej polityki zagranicznej w tym gorącym okresie, w którym żyjemy.
Stefan Sękowski