Do wszystkich szpitali z oddziałami położniczymi w Polsce wpłynęło pismo z Ministerstwa Zdrowia z pytaniem, ile razy placówki te - powołując się na klauzulę sumienia - odmówiły ciężarnym przeprowadzenia testów prenatalnych lub zabicia poczętego dziecka, u którego stwierdzono chorobę lub wadę genetyczną - pisze Kaja Godek w serwisie stopaborcji.pl.
Dodaje, że dokument zawiera też pytanie o dalsze postępowanie w każdym z przypadków. Szpitale mają odpowiedzieć, czy i dokąd skierowały odesłane pacjentki tak, aby ich dzieci mogły zostać przebadane i zabite gdzie indziej. Mają też podać, czy - jeśli nie zabijają dzieci - mają podpisaną umowę z innym podmiotem, który wykonuje takie „świadczenia" (takiego słowa użyto w treści pisma).
- Nie ma wątpliwości, że rozsyłanie podobnych zapytań jest formą nacisku na dyrektorów szpitali, aby w razie niezgody na mordowanie dzieci osobiście lub przez podległy im personel dopilnowali, by zabił je kto inny. Wywieranie przez rząd presji na lekarzy w istocie znosi działanie klauzuli sumienia, gdyż wskazanie, kto może zabić dziecko to faktyczny współudział w tej procedurze - podkreśla Kaja Godek.
Zwraca przy tym uwagę, że rozesłanie takich pytań nie jest działaniem rutynowym Ministerstwa Zdrowia. - Choć oficjalnym powodem zbierania danych ma być przygotowywanie corocznego sprawozdania z wykonania ustawy aborcyjnej, można podejrzewać, że prawdziwe motywy działania ministerstwa są inne. Nigdy dotąd bowiem nie rozliczano poszczególnych szpitali z zabijania dzieci lub wskazywania, kto inny może to zrobić. To nadzwyczajne przedsięwzięcie - ocenia.
Dodaje, że to samo Ministerstwo Zdrowia od lat wykręca się od odpowiedzi na pytania o procedury aborcyjne, sposób postępowania z dziećmi urodzonymi z aborcji żywo, rozpoznania, będące wskazaniem do „zabiegów". Informuje, że takich danych nie zbiera, bo nie musi. Nie podejmuje dodatkowych kroków, aby dostarczyć odpowiedzi na interpelacje, które mogą być niewygodne dla aborcjonistów.
Kaja Godek uważa, że kontekstem działań rządu była okupacja Sejmu przez rodziców dzieci niepełnosprawnych, zwłaszcza, że wspomniane pismo Ministerstwa Zdrowia datowane jest na 19 marca, czyli ten sam dzień, w którym zdesperowani rodzice zaczęli okupować parlament.
- Zbieżność obu dat nie może być przypadkowa. Skoro nie uda się dłużej zamykać oczu na zdesperowanych rodziców, należy zadbać, aby zawczasu jak najwięcej ich dzieci zabijano. Ustawa pozwalająca na aborcję jest Donaldowi Tuskowi bardzo potrzebna. To dlatego z taką gorliwością jej broni i naciska na swoich posłów, aby głosowali przeciw ochronie prawnej życia wszystkich poczętych dzieci - pisze Kaja Godek, która sama jest matką dziecka z zespołem Downa.
jdud /stopaborcji.pl