Z nadzieją wybrałem się dzień po premierze do kina, by zobaczyć film „Noe – wybrany przez Boga” w reżyserii Darrena Aronofsky’ego. U jej podstaw leżało przeświadczenie, że obejrzę najlepszy obraz w historii kina oparty na tym motywie biblijnym. Można było tego oczekiwać, skoro na powstanie tej superprodukcji przeznaczono aż 125 milionów dolarów. Niestety, szansę tę zmarnowano.
Pozwolę sobie w tej recenzji skupić się na moich oczekiwaniach jako widza wobec tego obrazu z perspektywy katolika.
Niewątpliwie jego niekwestionowanym atutem jest wierne z Biblią odzwierciedlenie rozmiarów arki oraz wizualne wyobrażenie jej wyposażenia, jak również sam przebieg potopu. To osamotnienie arki płynącej na powierzchni wód ukazuje dramatyzm sytuacji, w jakiej znalazł się świat przez niewierność Panu Bogu. I w tym miejscu kończą się pozytywy.
Pierwszą, najważniejszą słabością historii Noego, opowiedzianą oczami twórców tego „dzieła”, jest niezgodność z Biblią. Poza przytoczonymi powyżej wyjątkami tych nieścisłości urosła cała masa.
Wspomnę tylko dwie z nich. W Biblii jest napisane o żyjących na zepsutej ziemi olbrzymach. „Byli to siłacze, którzy w dawnych czasach cieszyli się sławą.” (por. Rdz 6, 4) Na kanwie tego zdania widzimy futurystyczną wizję olbrzymów z kamienia, którzy rozprawiają się z grzesznymi ludźmi. Biorą oni udział w budowaniu arki, stają po stronie Noego, chcąc się zrehabilitować za wcześniejszy bunt wobec Stwórcy, gdy opowiedzieli się za Adamem i Ewą. Przyznam, że ich wygląd mocno kontrastuje i razi na tle innych bohaterów.
Zupełnie niepotrzebnie pojawia się również motyw konfliktu, jaki ma miejsce pomiędzy Noe a Jego synem Chamem, który w kulminacyjnym momencie rozważa ewentualność zabicia Go, powodowany zemstą za to, że Ojciec nie uratował jego dziewczyny.
Biblia nie jest księgą, w której można swobodnie i prywatnie zniekształcać tekst, ponieważ zatraca się znaczenie symbolu wyrażające się w danych sformułowaniach. Nie jest żadną tajemnicą, że historię Noego trzeba odczytywać alegorycznie. Próba narzucenia własnej interpretacji świętego tekstu jest nadużyciem, bo w miejsce Pana Boga zaczyna przemawiać człowiek. Nie jest Ono moją własnością i nie mogę traktować Go instrumentalnie dla lansowania własnych teorii. Wcale to nie oznacza, że reżyser i scenarzysta nie mogą rozbudowywać poszczególnych wątków biblijnych, ale pod jednym warunkiem – zachowania trzonu Słowa Bożego.
Chciałbym teraz przejść do warstwy duchowej filmu. Każdy obraz tego typu winien umacniać wiarę widza i dostarczać Mu niezapomnianych przeżyć duchowych, skłaniających do postawienia sobie trudnych, egzystencjalnych pytań, jak również do zachwytu nad miłością Pana Boga.
Przyjrzyjmy się głównemu bohaterowi. Słowo Boże przedstawia Noego jako człowieka sprawiedliwego. „Wśród swoich uchodził za nieskazitelnego. Noe żył w zażyłości z Bogiem” (Rdz 6, 9).
Jaki obraz Noego i Pana Boga otrzymuje z tego filmu osoba, która nie czyta Biblii na co dzień, a chce poznać tę historię?
Według mnie, obraz ten jest niebezpieczny i toksyczny, ponieważ zniekształca przekaz biblijny. Ciągnie się w nim cały czas nuta beznadziei. Noe nie żyje w zażyłości z Panem Bogiem. Trudno w Jego przypadku mówić o jakiekolwiek relacji z Nim. Nie rozmawiają z sobą wcale. Główny bohater ma misję do spełnienia – ratowanie ludzkości. Odczytuje wolę Boga podczas wizji sennej. Nie jest wcale przekonany do propozycji Stwórcy, nie jest człowiekiem nadziei. Można odnieść wrażenie, że podejmuje zadanie dla świętego spokoju. Odpycha Mnie również obraz Pana Boga. Jawi się On jako Ten, który ma umiłowanie w przemocy, zagładzie a nade wszystko stoi z dala od człowieka, nie interesuje się nim.
Niestety, film jest skażony ideologią NEW AGE. Termin „Pan Bóg” z upodobaniem przez twórców został zastąpiony słowem „Stwórca”. Jeśli w historii biblijnej opowiedzianej na dużym ekranie nie używa się imienia Pana Boga, to jest wystarczający powód, by nie marnować czasu dla tego typu produkcji.
Reasumując: uważam że „Noe – wybrany przez Boga” wnosi więcej zamieszania w poznanie życia głównego bohatera niż wymiernych korzyści. W moim przekonaniu, może on osłabić wiarę przeciętnego katolika, a tym bardziej nie zbuduje jej u osoby poszukującej.
Jednak nie tracę nadziei, że kiedyś powstanie film ukazujący pełne piękno tego fragmentu historii zbawienia.
Ks. Jacek Malewski
Kapłan Diecezji Kieleckiej