Prokuratura nie udowodniła, by Adam B. nie obserwował ekranu ze ścieżką zniżania CASY - uznał sąd, uniewinniając b. kontrolera lotów oskarżonego w związku z katastrofą tego samolotu z 2008 r.
We wtorek Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie nieprawomocnie uznał, że por. Adam B. nie jest winien niedopełnienia obowiązków w sprawie - co zarzucała mu prokuratura wojskowa z Poznania. Jej zdaniem B. nie egzekwował swych powinności wobec załogi CASY, m.in. co do kontrolowania ruchu samolotu na ścieżce zniżania.
Prokuratura tylko domniemywała, że oskarżony nie obserwował ścieżki zniżania; to nie jest oczywiste - mówiła w uzasadnieniu sędzia mjr Agnieszka Kobylińska. Dodała, że na ekranie radaru mogły być "śmieci", które utrudniały widok znacznika samolotu - jak zeznawał sam B. Podkreśliła, iż wykluczono, aby świadomie źle naprowadzał on samolot. Przypomniała ponadto, że nie ma nagrania zrzutu ekranu.
Sędzia zwróciła uwagę, że odpowiednie przepisy mówiły o obowiązku meldowania pułapu wysokości, ale był to obowiązek załogi, a nie kontrolera, na którym nie ciążył też nakaz wymuszenia tego obowiązku od załogi. "Lepiej, by 100 osób uszło odpowiedzialności, niż jedna niewinna została ukarana" - oświadczyła sędzia Kobylińska.
W sądzie nie było ani oskarżonego, ani jego obrońcy. Prok. Michał Wrzalik nie chciał zdradzić, czy będzie apelacja; zapowiedział wystąpienie o pisemne uzasadnienie wyroku. Radca prawny Sylwester Nowakowski, który reprezentował część ofiar katastrofy, powiedział, że decyzja o ich ewentualnej apelacji zapadnie po analizie pisemnego uzasadnienia. Dodał, że CASA w ówczesnych warunkach nie powinna lądować w Mirosławcu.