Ministerstwo obrony Niemiec oświadczyło w poniedziałek, że nie wyśle dodatkowych oddziałów na wschodnie rubieże NATO. Minister Ursula von der Leyen sugerowała wcześniej, że Sojusz powinien wzmocnić obecność, by okazać państwom bałtyckim i Polakom solidarność.
"Dla naszych sprzymierzeńców, którzy znajdują się na wschodnich rubieżach, ważne jest, by NATO zademonstrowało swoją obecność" - powiedziała szefowa resortu obrony w wywiadzie dla najnowszego wydania "Spiegla".
W audycji telewizyjnej "Bericht aus Berlin" w niedzielę wieczorem szefowa resortu obrony wyraziła zrozumienie dla sojuszników z Europy Środkowej i Wschodniej, którzy po aneksji Krymu przez Rosję oczekują wsparcia ze strony NATO i pragną potwierdzenia, że "NATO jako sojusz istnieje". "Należy potwierdzić, że NATO istnieje nie tylko na papierze, lecz że (w razie potrzeby) można na Sojusz liczyć" - wyjaśniła polityk CDU.
Rzecznik ministerstwa obrony Niemiec wyjaśnił w poniedziałek, że pani minister miała na myśli jedynie "zwiększenie intensywności ćwiczeń" w ramach rutynowych działań. Jak tłumaczył, chodzi o kontrolowanie przestrzeni powietrznej trzech krajów bałtyckich: Litwy, Łotwy i Estonii. Operacja NATO o kryptonimie Baltic Air Policing prowadzona jest od wstąpienia tych krajów do Sojuszu w marcu 2004 roku w ramach sił szybkiego reagowania NATO.
Rzecznik resortu obrony zastrzegł, że nie ma mowy o wysyłaniu dodatkowych oddziałów wojska nad wschodnie granice zewnętrzne NATO. "Tym samym nie ma mowy o eskalacji działań" - zapewnił, dodając, że Sojusz "jedynie chroni swoją przestrzeń powietrzną".
Niedzielna wypowiedź von der Leyen została skrytykowana nie tylko przez przedstawicieli partii opozycyjnych, lecz także przez SPD, koalicjanta CDU. Polityk SPD Niels Annen zarzucił minister obrony, że wzmacnia frakcję "jastrzębi" w Moskwie i wzbudza na Ukrainie nadzieje, których nie będzie można spełnić. Nie NATO, lecz UE i OBWE są właściwym instrumentem dla rozwiązania tego kryzysu - powiedział socjaldemokrata. Krytycznie słowa minister ocenili też politycy Zielonych i Lewicy.
W wywiadzie dla "Spiegla" von der Leyen odrzuciła zarzuty wysuwane przez Rosję, ale także przez część niemieckiej opinii publicznej, że to rozszerzenie NATO na kraje należące dawniej do Układu Warszawskiego i do ZSRR sprowokowało Moskwę do kontrakcji.
"To demokratyczny kanon wartości jest siłą, która przyciąga nowych członków Sojuszu" - podkreśliła von der Leyen. Rozszerzenie NATO nie było skutkiem "ekspansji" ze strony Sojuszu - zapewniła.
Von der Leyen kieruje od grudnia resortem obrony w nowym rządzie kanclerz Angeli Merkel. Jest pierwszą kobietą na tym stanowisku w historii RFN.