Oddziały prorosyjskiej samoobrony Krymu szturmowały w środę siedzibę dowództwa Marynarki Wojennej Ukrainy w Sewastopolu. "Wszystkie pomieszczenia i cały teren sztabu kontolują rosyjscy żołnierze. Trwa przekazywanie broni" - powiedział rozmówca agencji, według którego ukraińscy wojskowi opuszczają sztab.
Na miejsce, z polecenia premiera Ukrainy, udali się z Kijowa wicepremier ds. resortów siłowych Witalij Jarema i minister obrony Ihor Teniuch. Ich zadaniem jest niedopuszczenie do rozlewu krwi między ukraińskimi a rosyjskimi żołnierzami na okupowanym przez Rosję Krymie. Samozwańcze władze półwyspu oświadczyły, że nie pozwolą na lądowanie ich samolotu.
Wcześniej minister Teniuch oświadczył, że, mimo podpisania przez rosyjskiego prezydenta Władimira Putina traktatu przyłączającego Krym do Rosji, siły ukraińskie nie odejdą z półwyspu. Zapytany przez dziennikarzy na marginesie posiedzenia rządu w Kijowie, czy Ukraina wycofa swoje siły z terytorium krymskiej autonomii, Teniuch powiedział: "Nie, zostaniemy".
Szturm samoobrony rozpoczął się w godzinach porannych. Atakujący sztab ludzie przewrócili parkan i weszli na teren jednostki. "Oficerowie powstrzymują tę masę, by nie rozlała się po terytorium sztabu, ale jest jasne, że ukraińscy oficerowie nie użyją siły przeciwko kobietom" - relacjonował wówczas gazecie internetowej "Ukrainska Prawda" przedstawiciel MON Ukrainy na Krymie Władysław Selezniow.
Premier Krymu Siergiej Aksjonow na wieść o wyjeździe na półwysep członków ukraińskiego rządu zapowiedział, że nie zostaną oni tam wpuszczeni. "Na Krymie nikt na nich nie czeka. Na Krym nikt ich nie wpuści i natychmiast odprawi" - powiedział Aksjonow.