Kiedy słuchałem tego, o czym do nas, księży, mówił Lech Dokowicz (8 i 15 marca), chwaliłem Boga, że nasz biskup zgodził się na taką formę kapłańskiego wielkopostnego dnia skupienia.
Oczywiście można było tradycyjnie zaprosić duchownego, żeby wołał o nawrócenie duchownych, jednak fakt, że tym wołającym był świecki, mąż i ojciec pięciorga dzieci, nadał Bożemu słowu szczególny wyraz. Nie da się bowiem zbyt łatwo zdystansować od formy przepowiadania, udawać, że to, jak się głosi, kto to robi i w jakich okolicznościach, jest bez znaczenia. Dlatego patrzyłem na swoich braci w kapłaństwie i byłem z nich dumny, że z pokorą i otwartością przyjmują niełatwe świadectwo miłości i wiary samego Lecha Dokowicza, ale i świadectwo, jakie dawaliśmy sobie nawzajem – kapłani wyruszający na głębiny Ducha albo – jak głosi tytuł głównego tekstu tego wydania – wchodzący w światło.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Roman Tomaszczuk