Po co bawić się w nadymane analizy: wprowadzą sankcje czy nie wprowadzą? Wystarczy spojrzeć na gazowy kontrakt, który właśnie z Rosją podpisali Włosi, a z którego śmietankę spiją również europejscy „partnerzy”.
15.03.2014 21:00 GOSC.PL
Praktycznie od miesiąca trwają „gorączkowe” konsultacje unijnych przywódców ws. wprowadzenia sankcji na Rosję. Lista nazwisk jest już ponoć gotowa i nie ma na niej – a jakże – czołowych rosyjskich rozbójników.
Oczywiście ta gra pozorów jest potrzebna głównie samym aktorom, by gdy rozpoczyna się kolejny weekend, mogli spokojnie zdjąć krawaty i z czystym sumieniem spojrzeć sobie w lustro. Tym jednak, których zamiast teatru dyplomatycznego interesują raczej twarde fakty, proponuję suchą analizę świeżo podpisanego przez Włochów kontraktu na budowę pierwszego odcinka podmorskiego gazociągu biegnącego z Rosji… z wyraźnym ominięciem Ukrainy. Oczywiście chodzi o słynny South Stream, który docelowo ma m.in. uniezależnić tranzyt gazu od terytorium Ukrainy właśnie.
Strony: włoska firma Sipem i kontrolowana przez rosyjski Gazprom firma South Stream Transport (z siedzibą w Holandii).
Koszt pierwszego etapu inwestycji: 2 mld euro (pieniądze wyłożył Gazprom).
Koszt całej inwestycji: ok. 17 mld euro.
Miejsce podpisania umowy: Amsterdam
Udziałowcy w firmie wykonawczej: rosyjski Gazprom (większość), włoski ENI, francuski EDF i niemiecki Wintershall.
Trasa przebiegu gazociągu: z Rosji przez Morze Czarne do Bułgarii, a następnie do Serbii, na Węgry, do Austrii i Słowenii.
Przypomnijmy, że akurat Unia Europejska jako całość od początku nieufnie patrzyła na ten projekt. Mimo to poszczególne kraje nie kryły, że uczestnictwo w nim jest dla nich atrakcyjne pod względem gospodarczym. Jak widać jednak nie tylko sami bezpośrednio zainteresowani (kraje południa) mają w tym swój interes. W inwestycję zaangażowane są również firmy z krajów, które teoretycznie nie będą docelowymi odbiorcami gazu z tego kierunku przepływu. Trudno się zatem dziwić, że prawdziwie dotkliwe dla Rosji sankcje raczej zatrzymają się na etapie „gorączkowych konsultacji”.
Jacek Dziedzina