Sąd okręgowy w Doniecku na wschodniej Ukrainie odrzucił wniosek władz miejskich o wydanie zakazu demonstracji na rzecz wsparcia separatystycznego, prorosyjskiego referendum, które ma odbyć się w niedzielę na Krymie.
Sąd w sobotę uznał, że zaplanowane na weekend demonstracje można przeprowadzić, gdyż - jak podał tego dnia doniecki portal Ostro.org - sędziowie ocenili, iż nie ma dowodów, że niosą one jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
W czwartek w Doniecku doszło do krwawych starć między uczestnikami prorosyjskiego wiecu a zwolennikami jedności Ukrainy, w wyniku których zmarła jedna osoba, a kilkadziesiąt zostało rannych.
Zdaniem mediów kolejne zamieszki zaplanowano na sobotę i niedzielę, by odciągnąć uwagę od referendum na Krymie, którego celem jest przyłączenie tego należącego do Ukrainy półwyspu do Federacji Rosyjskiej.
W piątek ukraińskie MSZ oświadczyło, że wydarzenia w Doniecku były "zaplanowaną prowokacją, związaną z destrukcyjnymi działaniami obywateli Rosji oraz niektórych prorosyjskich organizacji społecznych, których przedstawiciele przyjeżdżają do naszego kraju w celu jego destabilizacji i eskalacji napięcia".
Wcześniej, komentując wydarzenia w Doniecku, rosyjskie MSZ oświadczyło, iż "Rosja poczuwa się do odpowiedzialności za życie rodaków i współobywateli na Ukrainie; zastrzega też sobie prawo do wzięcia ludzi w obronę".
"13 marca 2014 roku w Doniecku doszło do tragicznych wydarzeń, polała się krew. Na pokojowo nastawionych demonstrantów, którzy wyszli na ulice miasta, by wyrazić swój stosunek do destrukcyjnego stanowiska ludzi podających się za ukraińską władzę, napadły radykalnie prawicowe ugrupowania, uzbrojone w broń na plastikową amunicję i kije" - oznajmił resort spraw zagranicznych Rosji.
Rosyjskie MSZ przypomniało, że Moskwa niejednokrotnie oświadczała, że "ci, którzy objęli władzę w Kijowie, powinni rozbroić bojówkarzy, zapewnić bezpieczeństwo ludności i zagwarantować słuszne prawo ludzi do organizowania wieców".
"Niestety, wydarzenia na Ukrainie pokazują, że tak się nie dzieje, że władze w Kijowie nie kontrolują sytuacji w kraju" - skonstatowało MSZ Rosji.