Greenpeace chce w sądach podważyć polski program jądrowy, bo nie uwzględnia on wątpliwości społecznych i skutków ewentualnej awarii - zapowiedział we wtorek Maciej Muskat z Greenpeace. Także politycy Twojego Ruchu przekonywali w Sejmie, że nie potrzebujemy tej elektrowni.
Według ekologów przyjęty w styczniu przez rząd Program Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ) nie uwzględnia uwag i wątpliwości społeczeństwa.
"Rząd jest prawnie zobowiązany do uwzględnienia ważnych uwag ze strony obywateli i krajów sąsiadujących, a tego nie zrobił" - mówił Muskat. Dodał, że jedną z kwestii, które pozostają niewyjaśnione, są skutki ewentualnej awarii elektrowni.
Muskat na konferencji prasowej nie chciał zdradzić szczegółów, powiedział jedynie, że nie wiadomo, czy PPEJ uda się zablokować w sądach polskich czy europejskich.
Ministerstwo Gospodarki, które przygotowywało PPEJ, wielokrotnie podkreślało, że konsultacje programu, także międzynarodowe, przeprowadzono zgodnie z procedurami.
Proces konsultacji społecznych PPEJ bardzo dobrze oceniła Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej - przypomniało we wtorek MG.
Greenpeace w trzecią rocznicę trzęsienia ziemi w Japonii i awarii w elektrowni jądrowej w Fukushimie opublikował raporty nt. awarii sporządzone na zlecenie organizacji przez Instytut Studiów Bezpieczeństwa i Ryzyka z Uniwersytetu BOKU w Wiedniu i przez Departament Meteorologii i Geofizyki Uniwersytetu Wiedeńskiego.
Z raportów wynika, że w przypadku poważnej awarii reaktora na Pomorzu należałoby ewakuować mieszkańców Trójmiasta, a mieszkańcy innych części Polski również narażeni byliby na dodatkowe dawki promieniowania.
Wcześniej działacze Greenpeace zwrócili spółce PGE EJ1 znaczniki geodezyjne usunięte z miejsc wierceń na terenie potencjalnej lokalizacji elektrowni atomowej w Lubiatowie na Pomorzu. Jak mówiła dziennikarzom rzeczniczka tej organizacji Katarzyna Guzek, znaczniki nie powinny się tam znaleźć, ponieważ inwestor nie ma jeszcze pozwolenia na budowę elektrowni.
"Nie odbyła się ocena oddziaływania na środowisko odwiertów na Wydmie Lubiatowskiej. Wzywamy inwestora do poszanowania prawa, do tego, by najpierw doszło do oceny oddziaływania na środowisko, a później zgodnie z prawem do innych prac" - podkreśliła.
Dodała, że planowane 34 odwierty o głębokości do 225 metrów mogą spowodować nieodwracalne zmiany na terenie Wydm Lubiatowskich.
Do akcji doszło przed główną siedzibą Polskiej Grupy Energetycznej - wyznaczonej na inwestora elektrowni jądrowej - przy ulicy Mysiej w Warszawie. Tymczasem siedziba PGE EJ1 - spółki celowej, powołanej dla budowy elektrowni - mieści się przy ulicy Mokotowskiej. Jak dowiedziała się PAP w PGE EJ1, przedstawiciele spółki byli umówieni na spotkanie z ekologami i czekali na nich w swojej siedzibie. Jak tłumaczyli aktywiści, pojawili się na ul. Mysiej, ponieważ taki jest adres korespondencyjny PGE EJ1.
We wtorek, w trzecią rocznicę katastrofy elektrowni jądrowej w Fukushimie, w Sejmie odbyła się także konferencja "TAK dla demokracji energetycznej. NIE dla polskiej Fukushimy" pod patronatem wicemarszałek Wandy Nowickiej.
"Droga, którą idzie Polska, czyli droga w kierunku atomu, jest drogą złą, która prowadzi nas ma manowce; która stanowi zagrożenie dla społeczeństwa polskiego, której nie da się uzasadnić ani kosztami ekonomicznymi, ani też ogromnym zagrożeniem dla środowiska" - powiedziała Nowicka na konferencji prasowej w Sejmie.
Jak podkreśliła, w prowadzonej w Polsce debacie na temat energii atomowej w ogóle nie jest brane pod uwagę społeczeństwo.
Posłanka Twojego Ruchu Anna Grodzka na podstawie danych pochodzących z najbardziej rozwiniętych gospodarek świata - Niemiec czy Stanów Zjednoczonych - mówiła, że "widać, że jeśli nie w tej chwili, to do 2020 r. z całą pewnością koszt wytwarzania energii ze źródeł atomowych będzie wyższy niż ze źródeł odnawialnych".
PPEJ przewiduje budowę w Polsce do 2030 r. dwóch elektrowni jądrowych. Pierwszy blok siłowni miałby - według programu - ruszyć z końcem 2024 r.