Gdy kariera stawała przed nim otworem, wykonywał radykalny zwrot o 180 stopni. Zapraszamy do ukrytej w leśnej głuszy pustelni św. Jana z Dukli!
Pamiętam, że szukaliśmy rydzów. Spacerowaliśmy po lasach wokół Trzciany. Dowiózł nas tutaj stary jelcz z Krosna. Pamiętam, że w spalonych słońcem trawach nieopodal kamiennych łemkowskich krzyży zauważyłem dwie żmije. Miałem kilka lat, nie miałem pojęcia, że w tej gęstwinie drzew i krzewów ociekających lepkim sokiem malin miał swoją pustelnię Jan z Dukli. Nie miałem pojęcia, że ktoś taki w ogóle istniał. Sama Dukla kojarzyła mi się wówczas tylko z miejscem przelotowym do przejścia z Czechosłowacją w Barwinku i złowieszczo celującym w pekaes radzieckim czołgiem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz