Przez afrykański pomór świń polscy rolnicy zaczynają bankrutować. Znów rząd nie przewidział tego, co było tylko kwestią czasu.
04.03.2014 10:47 GOSC.PL
Konflikt na Ukrainie powoduje, że z oczu tracimy inną, także bardzo ważną sprawę, jaką są problemy związane z wystąpieniem na terenie Polski afrykańskiego pomoru świń. Mieszkańcy miast mogą ich nie odczuwać (dziennikarze to w zdecydowanej większości „miastowi”, więc może też dlatego temat ten nie zaistniał w publicznej świadomości w formie, na jaką zasługuje), ale dla całego przemysłu mięsnego to prawdziwa katastrofa.
Od kiedy w połowie lutego kilkaset metrów od granicy z Białorusią znaleziono martwego dzika, u którego wykryto wirusa ASF, polscy hodowcy trzody chlewnej mają poważny problem (więcej na ten temat piszę w najbliższym wydaniu „Gościa Niedzielnego”). Jako że ta choroba, całkowicie nieszkodliwa dla ludzi, potrafi wyniszczać całe stada świń, państwa, do których szło 80 proc. naszego eksportu wieprzowiny, utrudniły lub całkowicie wycofały się z jej importu – w tym tak ważni odbiorcy, jak Chiny, Rosja czy Białoruś. Problemy związane z drastycznym spadkiem cen i niemożnością sprzedawania mięsa za granicę odczuwają rolnicy z całej Polski, jednak największe kłopoty mają ci mieszkający na terenie wyznaczonej przez Głównego Lekarza Weterynarii strefy buforowej, obejmującej część województw podlaskiego, mazowieckiego i lubelskiego. Jeszcze do piątku nie mogli wywozić świń poza granicę strefy, a właściwie każda czynność z nimi związana (transport na terenie strefy, ubój etc.) wiązała się z koniecznością zgody weterynarza. Teraz teoretycznie mogą wywozić i sprzedawać zwierzęta poza strefę, ale w praktyce nikt ich nie chce kupić. Rolnicy nie tylko ze strefy buforowej, ale wręcz z całej wschodniej polski alarmują, że mają problem ze zbytem tuczników. Choć do tej pory nikt nie stwierdził choroby u żadnej z polskich świń domowych, po uboju ich mięso musi być przegotowane i specjalnie oznaczone. Ubój świń ze strefy się po prostu nikomu nie opłaca. A świnie rosną…
Hodowlą świń zajmuje się w Polsce ok. 300 tys. gospodarstw, dzięki wieprzowinie (częściowo nie tylko dzięki niej) utrzymuje się w Polsce ponad milion osób. Dla wielu z nich problemy związane z ASF oznaczają bankructwo. Czy rząd próbuje jakoś temu przeciwdziałać? Coś tam robi. Minister rolnictwa Stanisław Kalemba obiecuje pomoc finansową, jeszcze nie wiadomo, czy z polskiego budżetu, czy też z budżetu UE. Ale to tylko gaszenie pożaru.
Bo do tej klęski należało się przygotować już dawno. Już we wrześniu ubiegłego roku poseł SLD Romuald Ajchler mówił w sejmie o afrykańskim pomorze świń: „Gdyby trafił on do naszego kraju, będzie to ogromna tragedia. Ale minister finansów zabiera środki na ubezpieczenie, zabiera środki, które mają decydować o tym, jak dalej będzie się rozwijać hodowla w Polsce, zabiera środki na walkę z chorobami zakaźnymi, ba, zabiera również środki na kredyty preferencyjne, które napędzają gospodarkę. (…) Czy ktoś z państwa policzył straty gospodarcze, jakie wynikną z tych pozornych niby-oszczędności?” Co na to odpowiedział sekretarz stanu w ministerstwie rolnictwa i zarazem poseł PO Kazimierz Plocke? „Pan poseł Ajchler martwi się o afrykański pomór świń i o to, czy są zabezpieczone środki finansowe na zwalczanie tejże choroby. Informuję pana posła, że w Polsce ta choroba nie występuje. Natomiast choroba ta występuje, jak stwierdzono, w dwóch ośrodkach na terenie Białorusi. Polskie służby weterynaryjne są w ciągłym kontakcie z inspekcją weterynaryjną na Białorusi i z Komisją Europejską. Cały proces jest monitorowany, pod pełną kontrolą polskich władz weterynaryjnych. Dzisiaj nie ma żadnych zagrożeń w tym względzie”.
No to teraz są, panie pośle. Ministerstwo rolnictwa budzi się z ręką w nocniku, bo nie zabezpieczyło żadnych specjalnych środków na tę ewentualność, choć afrykański pomór świń zbliżał się do nas via Rosja, Ukraina i Białoruś od 2009 roku. Do samych rolników trudno mieć pretensje, stwierdzenie „trzeba było się ubezpieczyć” byłoby bezczelnością. Firmy ubezpieczeniowe także nie zdały egzaminu, nikt nie przygotował odpowiedniego do tego typu zagrożenia produktu ubezpieczeniowego.
I mamy prawdziwą katastrofę.
Stefan Sękowski