Kilkadziesiąt ostatnich lat życia spędził w Szklarskiej Porębie. Choć jego malarstwo było znane w całej Europie, dziś pamięć o Wlastimilu Hofmanie nie sięga dalej niż Kotlina Jeleniogórska.
Niewielki, drewniany budynek na końcu leśnej dróżki nie wyróżnia się niczym szczególnym. Na ścianie domku tabliczka: „Dom Wlastimila Hofmana. W tym domu artysta tworzył w latach 1947–1970”. Wewnątrz kilka niewielkich, schludnych pomieszczeń. W jednym dwie sztalugi, pędzle, regał z książkami, kilka obrazów i krucyfiksy wypełniają do końca przestrzeń. W pomieszczeniu obok kilka mebli przywiezionych po wojnie z Krakowa. Na biurku telefon, lampa, kalendarz. W półotwartej szufladzie stos szpargałów. Za przesuwnymi drzwiami maleńki salonik: fotel, krzesło, Jezus Frasobliwy, a dalej już tylko obrazy, obrazy, obrazy. Wszystko poukładane tak, jak w dniu śmierci Hofmana 6 marca 1970 r. Na obrazach twarze i postaci. Jeśli to dzieło powojenne, to na płótnach na pewno będą mieszkańcy Szklarskiej Poręby. Uwiecznieni jako świadkowie tamtych czasów albo jako Madonny, święci czy apostołowie. Teraz jego dom można odwiedzać codziennie. Kiedyś przychodziły tu rozgadane tłumy wczasowiczów korzystających z Funduszu Wczasów Pracowniczych. Dziś kilka postaci w nabożnej ciszy, szepcząc, przepływa z pokoju do pokoju. Zachwyconymi oczami pokazują sobie kolejne obrazy. Wychodząc, zostawiają ze wstydliwą wdzięcznością kilka złotych w małej miseczce w sieni.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Roman Tomczak