Fakt, iż na mieszkanie spółdzielcze nie można otrzymać dopłaty z programu Mieszkanie dla Młodych dobitnie świadczy o tym, komu naprawdę on służy.
28.02.2014 15:11 GOSC.PL
Spółdzielnie mieszkaniowe trudno uznać za ważnego gracza na rynku nieruchomości. Budują niewielki ułamek mieszkań w Polsce. Są jednak takie, które wychodzą poza stereotyp ciepłego postkomunistycznego gniazdka dla administratorów i chcą po bardzo konkurencyjnych cenach budować domy dla swoich nowych członków. I tak przykładowo Spółdzielnia Mieszkaniowa „Zacisze” z Zielonej Góry, opisywana przez „Gazetę Wyborczą”, buduje właśnie 36 nowych mieszkań. Niestety – przewagę nad konkurencją polegającą na tym, iż spółdzielcy z definicji nie oczekując zysków budują po kosztach traci na tym, iż potencjalni nabywcy nie mogą liczyć na dopłaty do wkładu własnego z programu Mieszkanie dla Młodych. A prywatni inwestorzy jak najbardziej.
Wynika to z tego, iż spółdzielnie nie podają ceny mieszkania, a koszt jego budowy. Tymczasem by uzyskać dopłatę do kredytu, musi być znana cena mieszkania. Ta znana jest od razu w przypadku mieszkań budowanych przez deweloperów.
Trudno powiedzieć, czy twórcy ustawy tego problemu nie przewidzieli, czy też świadomie zamknęli potencjalnym członkom spółdzielni drogę do dopłaty. Niestety wiele wskazuje na drugą ewentualność. Z dopłat wyłączone są bowiem mieszkania z rynku wtórnego. Oficjalnym argumentem za tym rozwiązaniem jest chęć wsparcia branży budowlanej. Ale przecież spółdzielnie byłyby w tym wypadku partnerem jak znalazł: same i tak nie budują mieszkań, muszą zatrudnić wykonawców. A dzięki swej formule mieszkania, jakie oferują, mogą być znacznie tańsze, a przez to bardziej dostępne dla chcących zamieszkać we własnym M.
Mniejsza o wadliwą konstrukcję samego programu: wyraźnie promuje on wielkie firmy budowlane. Jeśli nie nastąpi nowelizacja ustawy, spółdzielcy chcą zaskarżyć ją do Trybunału Konstytucyjnego. Nie wykluczone, że wygrają.
Stefan Sękowski