Gdy Majdan skanduje: „Pol-sza! Pol-sza”, nie ma sensu mówić po „ełropejsku”.
24.02.2014 15:06 GOSC.PL
Spośród wielu emocjonujących wydarzeń, jakie miały miejsce na kijowskim Majdanie, już po ucieczce Janukowycza ze stolicy, jedno było bardzo wymowne w swojej symbolice. To wystąpienie europosła Jacka Saryusza-Wolskiego. Gdy tylko pojawił się na scenie, tłum zaczął skandować przyjaźnie: „Pol-sza! Pol-sza!”. Było jasne, że choć europoseł przyjechał jako reprezentant Parlamentu Europejskiego, to Ukraińcy widzą w nim przede wszystkim przedstawiciela kraju, który najbardziej zaangażował się w pomoc i promocję ich walki z postsowieckim systemem. Saryusz-Wolski – przy całym uznaniu dla jego kompetencji unijnych – zupełnie nie wyczuł tych emocji. Zaczął przemawiać... po angielsku. Tłum jednak nie przestawał wołać: „Pol-sza! Pol-sza!”. Europoseł ciągnął dalej po angielsku, że przyjechał jako członek Parlamentu Europejskiego i – o zgrozo! – Europejskiej Partii Ludowej... „Pol-sza! Pol-sza!”, tysiące gardeł nie dawało za wygraną. – Mam mówić po polsku czy po angielsku? – spytał, nieco zbity z tropu, stojących obok Ukraińców. Przytaknęli, że lepiej po polsku. I tak będą tłumaczyć. Jednak język nie zmienił treści. Saryusz-Wolski dalej mówił o Europejskiej Partii Ludowej... Nikt chyba nie zrozumiał, dlaczego ani słowem nie wspomniał o Polsce. Nawet jeśli formalnie reprezentował jakiś biurokratyczny twór, nie miało to w tym momencie żadnego znaczenia dla tych ludzi.
Wydarzenie symboliczne. Nie tylko dlatego, że Ukraińcy poczuli się zwyczajnie zdradzeni przez Unię Europejską jako całość. Unia zostawiła przecież Ukraińców na pastwę Janukowycza. Przespała, nie zrozumiała tego, co się dzieje na Majdanie. Interwencja ministrów spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Francji – konieczna i chwalebna – pojawiła się jednak dopiero wtedy, gdy Majdan spływał już krwią. Wydarzenie z udziałem Saryusza-Wolskiego było jednak symboliczne również z innego powodu. Reakcja zwykłych ludzi na takie nazwy, jak Parlament Europejski czy Europejska Partia Ludowa, kolejny raz odsłoniły prawdę o sztuczności tych tworów. Dlaczego? Bo ludzie nie wierzą w żaden lud europejski, tylko w konkretne narody.
– Parlament Europejski jest jedynym parlamentem, którego lud nie wywalczył – mówił mi kiedyś inny europoseł, Konrad Szymański. – Parlamenty narodowe powstawały dlatego, że lud chciał mieć stałego przedstawiciela przy królu, który by blokował nadmierne opodatkowanie różnych grup obywateli. Później przedstawiciele byli wybierani, potem kadencyjni, jeszcze później tak silni, że mogli powoływać króla czy prezydenta i premiera. Ten mechanizm nigdy nie miał miejsca w UE. Lud europejski nigdy nie domagał się reprezentacji. PE został wymyślony odgórnie po to, żeby indukować zmianę polityczną w ludzie europejskim, a właściwie ten lud stworzyć. To się nie udało. Gdyby dzisiaj ktoś rozwiązał Parlament Europejski, to nie byłoby żadnej demonstracji, żaden lud nie poczułby się pozbawiony czegokolwiek. Gdyby ktoś próbował rozwiązać Sejm, Bundestag czy Kortezy, to na ulicach Warszawy, Berlina i Madrytu doszłoby do zamieszek, ponieważ ludzie mieliby poczucie, że odbiera się im prawo do współrządzenia – mówi Szymański.
Majdan najwyraźniej czuje podobnie. Szkoda, że nie wyczuł tego Jacek Saryusz-Wolski. Czasem warto przerosnąć własną funkcję.
Jacek Dziedzina