Bitwa o Ukrainę jeszcze się nie skończyła. Porozumienie podpisane w Kijowie może trafić do kosza szybciej, niż byśmy sobie tego życzyli. Majdan wygwizdał (dotychczasowych) liderów opozycji.
21.02.2014 21:40 GOSC.PL
W pierwszej chwili – poczucie ulgi. Chyba wszyscy głęboko odetchnęliśmy, gdy okazało się, że porozumienie, które jeszcze kilkanaście godzin wcześniej wydawało się całkowicie nierealne, zostało podpisane przez prezydenta i liderów opozycji. I bez wątpienia należą się słowa uznania dla roli, jaką odegrali w tym szefowie dyplomacji Polski, Niemiec i Francji.
Tyle, że głęboki oddech to tylko naturalny odruch po wstrząsie, jakiego doznaliśmy, obserwując praktycznie na żywo masakrę, rzeź, zgotowaną własnemu narodowi przez władze. Po złapaniu oddechu pora jednak na chłodną analizę sytuacji. Bo nikt, kto obserwuje poczynania Janukowycza i spółki, nie może mieć złudzeń, że porozumienie jest doskonałe. Nawet Radosław Sikorski przyznał już wieczorem, że uzgodnione warunki były optymalne tylko na moment, w którym zostały przyjęte.
Ze ściśniętym gardłem więc słuchałem wieczornego przemówienia lidera tzw. Prawego Sektora, który zarzucił stojącym za jego plecami Kliczce, Jaceniukowi i Tiahnybokowi zdradę. Nie mieli prawa – wołał – dogadywać się z Janukowyczem, który po prostu musi odejść. Bezwarunkowo. I to ten młody nowy lider Majdanu dostał owacje, podczas gdy Kliczko został wygwizdany. Poruszające było wezwanie stojących na scenie duchownych, by ostudzić gorące głowy, bo może to doprowadzić do kolejnego rozlewu krwi. – Hańba! Hańba! – odpowiedzieli duchownemu zgromadzeni. Mimo to, włączyli się dwukrotnie w modlitwę zainicjowaną przez księży. Czuć napięcie, które nie wróży dobrze.
Z jednej strony trudno się dziwić radykalnym żądaniom Majdanu: jeśli Janukowycz jednak nie ucieknie z Ukrainy, to w ciągu 10 miesięcy, jakie zostały do obiecanych wyborów prezydenckich, może wydarzyć się wszystko. Nawet jeśli parlament uchwalił już – bardzo szybko – zmianę w konstytucji, która przywraca słabszą pozycję głowy państwa, to zbyt dużo czasu, by nie doszło do prób umocnienia swojej pozycji (na razie jeszcze nie całe wojsko i nie cały Berkut przeszedł na stronę opozycji). Po drugie – Janukowycz już de facto stracił wszelką legitymację do sprawowania władzy: pozwalając zabić ludzi, którym powinien służyć (jakkolwiek naiwnie by to nie brzmiało w tamtych warunkach), rzeczywiście sam siebie pozbawił prawa do pełnienia funkcji głowy państwa.
Mimo to, z obawą należy patrzeć na ultimatum, jakie dziś wieczorem Prawy Sektor na Majdanie postawił prezydentowi: albo odejdzie do godz. 10 w sobotę, albo oni ruszą na siedzibę Janukowycza. A to będzie oznaczało kolejne ofiary.
Oby Ukraińcom wystarczyło zarówno wiary w zwycięstwo, jak i poczucia odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Czwartkowa rzeź nie ma prawa się powtórzyć.
Jacek Dziedzina